Hej , no więc powracam do opowiadania Tajemnica Rozdział 3
ROZDZIAŁ 3
- Słuchajcie jak my ich tu wszystkich zostawimy, ucieczka rzeczywiście może się udać, a co wtedy z nimi?!
- Zostaną tu, czy tak bardzo ich kochasz ?
- Tak kocham Tristana, i nie chcę żeby zginął, tu w tych warunkach!
- To zabierz go z nami, nie mamy nic przeciwko- mówi Madi.
- Czy ja też będę mógł się z wami zabrać, wiecie śledzę was od pewnego czasu i wydaje mi się ,że niestosowne byłoby nie zabrać mnie ze sobą. Inaczej wydam wszystkim wasz sekret. Wystarczy, że się obudzą- powiedział wyłaniający się z ciemności … Bready. to chłopak, który podoba się Stephanie od pewnego czasu. Dalej nie rozumiemy jak nas rozgryzł i połapał się w naszym planie. Może to dla tego, że nie byliśmy za bardzo ostrożni.
- Jak ty, tutaj ? – nie może połapać się Louis.
- Słuchajcie nie zadawajcie mi pytań tylko weźcie mnie ze sobą. Może pomogę wam zabrać Tristana. Wydaje mi się, że jego dziewczyna nie będzie tu mile widziana- oznajmia Bready skubiąc paznokcie i tupiąc nogą o podłogę.
- Dobra! Możesz iść z nami. Ale nie uda nam się go przekonać, żeby szedł bez swojej laski.
- Ja to załatwię ! – krzyczę i idę w jego stronę. Jest taki słodki kiedy śpi i jest taki bezbronny. Chwytam go za łokieć i pomagam mu wstać. Nieco zdezorientowany odpowiada mi:
- Gdzie my idziemy?
- Dowiesz się po drodze, nie zadawaj pytań tylko idź.
Kiedy już się nieco ocknął wytłumaczyliśmy mu tę całą sytuację. nieco się zdenerwował, ale pojął to, że nie możemy zabrać Keaty. Pożegnał ją całując w policzek i poszedł za nami.
- Skąd mam wiedzieć, ze mnie nie oszukujecie.
- Tristan, byliśmy kiedyś twoimi przyjaciółmi ! Jednak postanowiłeś nas opuścić, w ogóle dlaczego mielibyśmy ?- pyta ironicznie Madi.
- Niech wam będzie, ale jak się nie uda zwalę na was !
- Droga wolna, rób co chcesz.
- Powinniśmy już iść, chyba, że chcecie tutaj zostać na zawsze i zginąć ! – wtrącam się w ich rozmowę i idziemy. Louis ostrożnie wyciąga klucze z kieszeni płaszcza pana Wolfa, omijamy śpiących kolegów i już stoimy przy drzwiach. Ostrożnie je otwieramy i wychodzimy jeden po drugim na zewnątrz zostawiając klucz w klasie, a drzwi niestety otwarte. Wyjaśniam im jak ominąć kamery i idzie nam to dosyć sprawnie dopóki Steph się nie potknęła i runęła twarzą o podłogę. Na szczęście nikt tego nie usłyszał, a zdarzenia nie uchwyciły zabezpieczenia. Zeszliśmy po schodach i naprzeciwko siebie mamy czarno – białe drzwi prowadzące na basen. Lou podaje mi klucz. Zamykam oczy, przekręcam go w zamku i modlę się, żeby to był ten właściwy. Udało się, zaskrzypiały one lekko i ukazał przed nami krótki korytarz, z którego skręca się w lewo do kasy znajdującej się przy wyjściu. Teraz już nie musimy się skradać ani niczego udawać. Pusto, cicho, podejrzanie. Cieszymy się, bo nasze przypuszczenia potwierdziły się. Wyjście nie jest oblężone. Tristan wychodzi przez drzwi, ale szybko go powstrzymuję krzycząc : STOP!
serce zamiera mi na widok człowieka z bronią w oknie, obserwującego teren.
- Snajper ! No brawo, teraz na pewno nam się nie uda? – mówię zmartwiona i obmyślam plan „B”.
- Wiedziałem, że to wam się nie uda! Wracam do klasy ! – krzyczy Tristan.
- Naprawdę myślałem, że to się uda, dlatego się do was przyłączyłem. Zaszliśmy tak daleko i nie możemy się poddać, ty też Trist- dodał z powagą Bready- mam pomysł- wszyscy skierowali na niego spojrzenia- Musimy rozkojarzyć Snajpera, żeby zaczął obserwować inny teren. Moglibyśmy zbić szybę, ale nie wiem czym?
- Tak, możemy spróbować. Wystarczy nam proca z gałęzi i gumki oraz jakiś duży kamień. Robiłem kiedyś takie w dzieciństwie i zbiłem okno u sąsiada w piwnicy- tłumaczy Lou.
- Ale jak skombinujemy rzeczy na procę?
- Obok drzwi leży sterta gałęzi, powinien mnie nie zauważyć, a w kasie leżą gumki recepturki, wystarczą mi. Kamienia nie trudno będzie znaleźć.
- Rób jak uważasz.
Lou otworzył cicho drzwi wyjściowe i sięgnął po odpowiednią gałąź. Serce dudniło mi ze strachu przed tym, że zaraz zastrzeli go człowiek z okna. Nic takiego na nasze szczęście się nie stało. Zadowolony tym, że zdobył to czego chciał podbiegł po gumę. Odwrócony do nas plecami, skonstruował coś na kształt procy. Udała mu się. Teraz potrzebny będzie większy kamień. Ze złości, że żadnego nie ma w pobliżu skaczę do góry i tupię nogami o podłogę. W kieszeni czuję, że mam coś ciężkiego, co za każdym razem prawie mi z niej wypada. Przegrzebuje dziurę w spodniach i znajduję… kamyk.
- Idealny – mówił Louis łapczywie chwytając go w dłonie. Nadszedł krytyczny moment. Musi mu się udać odpowiednio wycelować w niewielką szybę. Cienkie szkło powinno z łatwością pod takim uderzeniem się zbić. Uchylam drzwi, on wychyla się lekko zza nich niezauważalny i wypuszcza kamień z procy. Wszyscy obserwują jak leci i trafia w okienko, które rozwala się z hukiem. Strażnik z okna wystraszył się, obrócił i pobiegł sprawdzić pewnie co to takiego lub wezwać posiłki.
- Teraz! – krzyczę i biegnę jako pierwsza. Kieruję się zza drzwi w lewo i biegnę prosto. Przede mną strome urwisko pokryte roślinami i trawą. Nie boję się , po prostu skaczę i cieszę się w duchu, że wszystkim nam się udało. Pozostali obserwują moje ruchy i także rzucają się w przepaść. Po skoku uderzam w ziemię i turlam się po wzniesieniu. We włosy wplątują mi się rośliny, ubrania mam zielone od trawy i brązowe od błota, a twarz pokaleczoną kamieniami i kolcami. Już nie spadam. Po prostu leże nieruchomo i wpatruję się w niebo. Madi podchodzi do mnie, pomaga mi wstać, najwyraźniej najgorzej wszystko zniosłam.
- Udało nam się, udało- wykrzykuje, a łzy płyną jej po pokaleczonych policzkach tak jak mi. Uśmiecham się szeroko i cieszymy się razem. Ale co teraz? Czy przetrwamy bez jedzenia, picia, dachu nad głową? Będziemy teraz iść przed siebie, szukać wolnego od grozy miasta. Nowego domu.
- Podziwiam was, jednak plan wypalił- powiedział nagle Bready śmiejąc się. Teraz tyko Tristan siedzi na ziemi i skubie trawę obok siebie. Kiedy wszyscy rozmawiają i myślą nad wędrówką, ja idę do niego i siadam obok. Z wahaniem chwytam jego dłoń i mówię:
- Nie cieszysz się ? Jesteśmy wolni ! – on patrzy się na mnie przez dłuższą chwilę. Ahh te jego oczy. Brakowało mi tego spojrzenia bardzo długo.
- Jasne, że się cieszę, tylko nie mam nikogo bliskiego przy sobie, kogoś kogo kocham- trochę zabolały mnie jego słowa, zdenerwowałam się nieco, wyciągnęłam rękę z uścisku i powiedziałam:
- Masz tutaj nas ! Równie dobrze mogłeś zostać tu sam ! – i odeszłam z powagą, ale także ze smutkiem w sercu, że się na mnie obrazi. Wysłuchałam teraz poważnej konwersacji:
- Przenocujemy gdzie indziej, musimy odejść od szkoły chociaż kawałek.
- Tak, ale jeśli nic nie znajdziemy?
- Znajdziemy ! – powiedziałam i wyjaśniłam im o co chodzi.
- Kiedy byłam smutna, a my kończyliśmy lekcje, zawsze przychodziłam tutaj w te okolice. Obok miejsca gdzie skoczyliśmy są schody, jednak tak się nakręciłam iż o nich zapomniałam. Do rzeczy.
Zawsze tutaj schodziłam i szłam tam – pokazałam obłoconą drogę- ona prowadzi do drogi na piękne złociste pola rzepakowe i nie tylko. Tamtejsza droga jest wyżłobiona przez traktory. To moje ulubione miejsce na odpoczynek. Możemy iść tam przenocować.
- A więc dobrze, najlepiej idźmy teraz- ruszyliśmy razem, ominęliśmy błotnistą drogę i wkroczyliśmy na pola. Wszyscy zdziwili się tym widokiem. Po paru minutach podróży zauważyliśmy wzniesienie, niewielkie, pokryte trawą, na którym rośnie płacząca wierzba.
- To idealne miejsce.
Wdrapaliśmy się na szczyt górki i od razu położyliśmy się spać. Leżałam obok Stephanie i Madi. W pewnym momencie, kiedy się obróciłam, zorientowałam się, że nie wszyscy najwidoczniej się położyli. Louis siedział na skraju górki, wpatrując się w dal. Nagle usiadła obok niego Madlen. Nawet nie zauważyłam kiedy zniknęła. Siedzieli nie daleko, więc usłyszałam ich rozmowę.
- Coś się stało – zapytała Madi.
- Od pewnego czasu chciałem ci powiedzieć , że mi się podobasz. Może nie było po mnie widać, ale bardzo cię lubię.
- Ja też cię uwielbiam, jesteś moim najlepszym przyjacielem.
- Tylko najlepszym przyjacielem? – Louis przytknął usta do ust Madi i całowali się dość długo. Nie wrócili na swoje miejsca. Tylko zostali tam. Razem zasnęli tak jak ja.
ROZDZIAŁ 3
- Słuchajcie jak my ich tu wszystkich zostawimy, ucieczka rzeczywiście może się udać, a co wtedy z nimi?!
- Zostaną tu, czy tak bardzo ich kochasz ?
- Tak kocham Tristana, i nie chcę żeby zginął, tu w tych warunkach!
- To zabierz go z nami, nie mamy nic przeciwko- mówi Madi.
- Czy ja też będę mógł się z wami zabrać, wiecie śledzę was od pewnego czasu i wydaje mi się ,że niestosowne byłoby nie zabrać mnie ze sobą. Inaczej wydam wszystkim wasz sekret. Wystarczy, że się obudzą- powiedział wyłaniający się z ciemności … Bready. to chłopak, który podoba się Stephanie od pewnego czasu. Dalej nie rozumiemy jak nas rozgryzł i połapał się w naszym planie. Może to dla tego, że nie byliśmy za bardzo ostrożni.
- Jak ty, tutaj ? – nie może połapać się Louis.
- Słuchajcie nie zadawajcie mi pytań tylko weźcie mnie ze sobą. Może pomogę wam zabrać Tristana. Wydaje mi się, że jego dziewczyna nie będzie tu mile widziana- oznajmia Bready skubiąc paznokcie i tupiąc nogą o podłogę.
- Dobra! Możesz iść z nami. Ale nie uda nam się go przekonać, żeby szedł bez swojej laski.
- Ja to załatwię ! – krzyczę i idę w jego stronę. Jest taki słodki kiedy śpi i jest taki bezbronny. Chwytam go za łokieć i pomagam mu wstać. Nieco zdezorientowany odpowiada mi:
- Gdzie my idziemy?
- Dowiesz się po drodze, nie zadawaj pytań tylko idź.
Kiedy już się nieco ocknął wytłumaczyliśmy mu tę całą sytuację. nieco się zdenerwował, ale pojął to, że nie możemy zabrać Keaty. Pożegnał ją całując w policzek i poszedł za nami.
- Skąd mam wiedzieć, ze mnie nie oszukujecie.
- Tristan, byliśmy kiedyś twoimi przyjaciółmi ! Jednak postanowiłeś nas opuścić, w ogóle dlaczego mielibyśmy ?- pyta ironicznie Madi.
- Niech wam będzie, ale jak się nie uda zwalę na was !
- Droga wolna, rób co chcesz.
- Powinniśmy już iść, chyba, że chcecie tutaj zostać na zawsze i zginąć ! – wtrącam się w ich rozmowę i idziemy. Louis ostrożnie wyciąga klucze z kieszeni płaszcza pana Wolfa, omijamy śpiących kolegów i już stoimy przy drzwiach. Ostrożnie je otwieramy i wychodzimy jeden po drugim na zewnątrz zostawiając klucz w klasie, a drzwi niestety otwarte. Wyjaśniam im jak ominąć kamery i idzie nam to dosyć sprawnie dopóki Steph się nie potknęła i runęła twarzą o podłogę. Na szczęście nikt tego nie usłyszał, a zdarzenia nie uchwyciły zabezpieczenia. Zeszliśmy po schodach i naprzeciwko siebie mamy czarno – białe drzwi prowadzące na basen. Lou podaje mi klucz. Zamykam oczy, przekręcam go w zamku i modlę się, żeby to był ten właściwy. Udało się, zaskrzypiały one lekko i ukazał przed nami krótki korytarz, z którego skręca się w lewo do kasy znajdującej się przy wyjściu. Teraz już nie musimy się skradać ani niczego udawać. Pusto, cicho, podejrzanie. Cieszymy się, bo nasze przypuszczenia potwierdziły się. Wyjście nie jest oblężone. Tristan wychodzi przez drzwi, ale szybko go powstrzymuję krzycząc : STOP!
serce zamiera mi na widok człowieka z bronią w oknie, obserwującego teren.
- Snajper ! No brawo, teraz na pewno nam się nie uda? – mówię zmartwiona i obmyślam plan „B”.
- Wiedziałem, że to wam się nie uda! Wracam do klasy ! – krzyczy Tristan.
- Naprawdę myślałem, że to się uda, dlatego się do was przyłączyłem. Zaszliśmy tak daleko i nie możemy się poddać, ty też Trist- dodał z powagą Bready- mam pomysł- wszyscy skierowali na niego spojrzenia- Musimy rozkojarzyć Snajpera, żeby zaczął obserwować inny teren. Moglibyśmy zbić szybę, ale nie wiem czym?
- Tak, możemy spróbować. Wystarczy nam proca z gałęzi i gumki oraz jakiś duży kamień. Robiłem kiedyś takie w dzieciństwie i zbiłem okno u sąsiada w piwnicy- tłumaczy Lou.
- Ale jak skombinujemy rzeczy na procę?
- Obok drzwi leży sterta gałęzi, powinien mnie nie zauważyć, a w kasie leżą gumki recepturki, wystarczą mi. Kamienia nie trudno będzie znaleźć.
- Rób jak uważasz.
Lou otworzył cicho drzwi wyjściowe i sięgnął po odpowiednią gałąź. Serce dudniło mi ze strachu przed tym, że zaraz zastrzeli go człowiek z okna. Nic takiego na nasze szczęście się nie stało. Zadowolony tym, że zdobył to czego chciał podbiegł po gumę. Odwrócony do nas plecami, skonstruował coś na kształt procy. Udała mu się. Teraz potrzebny będzie większy kamień. Ze złości, że żadnego nie ma w pobliżu skaczę do góry i tupię nogami o podłogę. W kieszeni czuję, że mam coś ciężkiego, co za każdym razem prawie mi z niej wypada. Przegrzebuje dziurę w spodniach i znajduję… kamyk.
- Idealny – mówił Louis łapczywie chwytając go w dłonie. Nadszedł krytyczny moment. Musi mu się udać odpowiednio wycelować w niewielką szybę. Cienkie szkło powinno z łatwością pod takim uderzeniem się zbić. Uchylam drzwi, on wychyla się lekko zza nich niezauważalny i wypuszcza kamień z procy. Wszyscy obserwują jak leci i trafia w okienko, które rozwala się z hukiem. Strażnik z okna wystraszył się, obrócił i pobiegł sprawdzić pewnie co to takiego lub wezwać posiłki.
- Teraz! – krzyczę i biegnę jako pierwsza. Kieruję się zza drzwi w lewo i biegnę prosto. Przede mną strome urwisko pokryte roślinami i trawą. Nie boję się , po prostu skaczę i cieszę się w duchu, że wszystkim nam się udało. Pozostali obserwują moje ruchy i także rzucają się w przepaść. Po skoku uderzam w ziemię i turlam się po wzniesieniu. We włosy wplątują mi się rośliny, ubrania mam zielone od trawy i brązowe od błota, a twarz pokaleczoną kamieniami i kolcami. Już nie spadam. Po prostu leże nieruchomo i wpatruję się w niebo. Madi podchodzi do mnie, pomaga mi wstać, najwyraźniej najgorzej wszystko zniosłam.
- Udało nam się, udało- wykrzykuje, a łzy płyną jej po pokaleczonych policzkach tak jak mi. Uśmiecham się szeroko i cieszymy się razem. Ale co teraz? Czy przetrwamy bez jedzenia, picia, dachu nad głową? Będziemy teraz iść przed siebie, szukać wolnego od grozy miasta. Nowego domu.
- Podziwiam was, jednak plan wypalił- powiedział nagle Bready śmiejąc się. Teraz tyko Tristan siedzi na ziemi i skubie trawę obok siebie. Kiedy wszyscy rozmawiają i myślą nad wędrówką, ja idę do niego i siadam obok. Z wahaniem chwytam jego dłoń i mówię:
- Nie cieszysz się ? Jesteśmy wolni ! – on patrzy się na mnie przez dłuższą chwilę. Ahh te jego oczy. Brakowało mi tego spojrzenia bardzo długo.
- Jasne, że się cieszę, tylko nie mam nikogo bliskiego przy sobie, kogoś kogo kocham- trochę zabolały mnie jego słowa, zdenerwowałam się nieco, wyciągnęłam rękę z uścisku i powiedziałam:
- Masz tutaj nas ! Równie dobrze mogłeś zostać tu sam ! – i odeszłam z powagą, ale także ze smutkiem w sercu, że się na mnie obrazi. Wysłuchałam teraz poważnej konwersacji:
- Przenocujemy gdzie indziej, musimy odejść od szkoły chociaż kawałek.
- Tak, ale jeśli nic nie znajdziemy?
- Znajdziemy ! – powiedziałam i wyjaśniłam im o co chodzi.
- Kiedy byłam smutna, a my kończyliśmy lekcje, zawsze przychodziłam tutaj w te okolice. Obok miejsca gdzie skoczyliśmy są schody, jednak tak się nakręciłam iż o nich zapomniałam. Do rzeczy.
Zawsze tutaj schodziłam i szłam tam – pokazałam obłoconą drogę- ona prowadzi do drogi na piękne złociste pola rzepakowe i nie tylko. Tamtejsza droga jest wyżłobiona przez traktory. To moje ulubione miejsce na odpoczynek. Możemy iść tam przenocować.
- A więc dobrze, najlepiej idźmy teraz- ruszyliśmy razem, ominęliśmy błotnistą drogę i wkroczyliśmy na pola. Wszyscy zdziwili się tym widokiem. Po paru minutach podróży zauważyliśmy wzniesienie, niewielkie, pokryte trawą, na którym rośnie płacząca wierzba.
- To idealne miejsce.
Wdrapaliśmy się na szczyt górki i od razu położyliśmy się spać. Leżałam obok Stephanie i Madi. W pewnym momencie, kiedy się obróciłam, zorientowałam się, że nie wszyscy najwidoczniej się położyli. Louis siedział na skraju górki, wpatrując się w dal. Nagle usiadła obok niego Madlen. Nawet nie zauważyłam kiedy zniknęła. Siedzieli nie daleko, więc usłyszałam ich rozmowę.
- Coś się stało – zapytała Madi.
- Od pewnego czasu chciałem ci powiedzieć , że mi się podobasz. Może nie było po mnie widać, ale bardzo cię lubię.
- Ja też cię uwielbiam, jesteś moim najlepszym przyjacielem.
- Tylko najlepszym przyjacielem? – Louis przytknął usta do ust Madi i całowali się dość długo. Nie wrócili na swoje miejsca. Tylko zostali tam. Razem zasnęli tak jak ja.
cz. 2 Otwieram w salonie przy wszystkich pudło , pudło któego zawartość do prezent od chłopaków . Lekko zdejmuję pokrywkę i wyjmuję papier . Ręce mi się pocą ze stresu , no bo co jak prezent mi sie nie spodoba ? Pudło jest wielkie może w nim byc wszystko. Ale trafili w samą dziesiątkę. Drewniany łuk i zapas strzał . JEst ich tak dużo , że starczą chyba na 3 miesiące polowac. Do tego czarne obcisłe świecące legginsy , trzy bluzki różnych kolorów ( niebieski, czarny , czerwony) i czarne air forsy. No i kurtka , skurzana beżowa. Zapewnili mi odzienie podobne do ich ubioru. CIeszy mnie to teraz w pełni mogę powiedzieć że jestem jedną z nich , a nie przybraną koleżanką. Zastanawiam się czy oni wiedzą o moich runach. Czy Oliver im powiedział , że jestem jedną z nich ...? Postanawiam mieć stuprocentową pewnosć , więc przebiram przy nich koszlukę . Z drugiej strony więdzą o moich zdolnościach , ale nocni łowcy też je mają ... wzięli mnie za jednego z nich ? Okazuje się , że znamiona przez moje największe zdenerwowanie wczoraj ( jak mógł mi nie powiedzieć ! ) są bardziej widoczne . Chłopcy wymieniają zdziwione spojrzenia i szepczą między sobą ( myślą że nie słyszę ) .
- Jednak nie Nocny Łowca . Przynajmniej mamy pewność , ze jest jedną z nas - mówi Taylor - z drugiej strony ma runy mocniejsze od moich , czuję się zadrosny - smieję się ale potem udaję , że ot kaszel , by nie wiedzieli że podsłuchuję .
- Pasuje idelanie , skąd wiedzieliście rozmiar ? - dopytuję się przeglądając w lustrze.
- Wiesz kiedy się rozbieraliscie - Oliver szturcha Kyla mocno łokciem a ten aż się wali na ziemię , nie daje za wygraną - musiał sprawdzić przy okazji- dostaje jeszcze jednego kopa w udo.
Wychodzimy przed dom. Znajdują się tam na moje oko po dwie tarcze do rzucania nożem , strzelania z łuku i pistoletu. Staję przed tą dla mnie . Naciągam odpowiednio strzałę , nie wyliczam za bardzo kątu pod jakim poleci . Po prostu wypuszczam ją i obserwuję jak celuje w sam środek - czerwone kółko. Na moej twarzy maluje się uśmiech.
- Może tak łatwo pójdzie ci z nożem ? - chytam jeden z nich od Benjego i rzucam . Nie jest tak dobrze , ledwo trafiam w tarczę - jednak nie ... - chłopcy nie śmieją sie. Wiedzą że w łuku nie mają szans.
- Oliver , pochwal się jak to robisz- Kyle na ochotnika stanał pod tarczą z jabłkiem na głowie. Choć wiem , że mój chłopak chciałby aby to był Benjamin. Przerywam im .
- Chcę się upewnić że jesteś twardy- Biorę i stawiam jabłko na mojej głowie- czy tak samo ci pójdzie gdy będziesz celował we mnie ? - widzę jak ogarnia go stres. Ale ufam mu . A może nie ufam. Widze jak bierze zamach. Zamykam oczy , a kiedy słyszę uderzenie noża w tarczę nade mną... kamień spada mi z serca. Odchodzę od niej. Idelane przebite jabłko w samym środku. Teraz mogę powiedzieć : Jestem dumna.
- Jednak nie Nocny Łowca . Przynajmniej mamy pewność , ze jest jedną z nas - mówi Taylor - z drugiej strony ma runy mocniejsze od moich , czuję się zadrosny - smieję się ale potem udaję , że ot kaszel , by nie wiedzieli że podsłuchuję .
- Pasuje idelanie , skąd wiedzieliście rozmiar ? - dopytuję się przeglądając w lustrze.
- Wiesz kiedy się rozbieraliscie - Oliver szturcha Kyla mocno łokciem a ten aż się wali na ziemię , nie daje za wygraną - musiał sprawdzić przy okazji- dostaje jeszcze jednego kopa w udo.
Wychodzimy przed dom. Znajdują się tam na moje oko po dwie tarcze do rzucania nożem , strzelania z łuku i pistoletu. Staję przed tą dla mnie . Naciągam odpowiednio strzałę , nie wyliczam za bardzo kątu pod jakim poleci . Po prostu wypuszczam ją i obserwuję jak celuje w sam środek - czerwone kółko. Na moej twarzy maluje się uśmiech.
- Może tak łatwo pójdzie ci z nożem ? - chytam jeden z nich od Benjego i rzucam . Nie jest tak dobrze , ledwo trafiam w tarczę - jednak nie ... - chłopcy nie śmieją sie. Wiedzą że w łuku nie mają szans.
- Oliver , pochwal się jak to robisz- Kyle na ochotnika stanał pod tarczą z jabłkiem na głowie. Choć wiem , że mój chłopak chciałby aby to był Benjamin. Przerywam im .
- Chcę się upewnić że jesteś twardy- Biorę i stawiam jabłko na mojej głowie- czy tak samo ci pójdzie gdy będziesz celował we mnie ? - widzę jak ogarnia go stres. Ale ufam mu . A może nie ufam. Widze jak bierze zamach. Zamykam oczy , a kiedy słyszę uderzenie noża w tarczę nade mną... kamień spada mi z serca. Odchodzę od niej. Idelane przebite jabłko w samym środku. Teraz mogę powiedzieć : Jestem dumna.
Rozdział 12 cz. 1
Uwielbiam kiedy tak na mnie patrzy. Wtedy czuję bijącą od niego atrakcyjność , no chyba że nie patrzy na mnie tylko na coś centralnie obok. Leczk kiedy widze ten uśmiech , to wiem . Że to do mnie . Przywołuje mnie gestem dłoni , więc ruszam się z miejsca posiedzenia i idę wolnym krokiem w jego stronę. Rozkładam ręcę i przytulam go . JEsteśmy sami. Chłopcy poszli łowić ryby , czuję że specjalnie zostawili nas sam na sam . I to w moje Urodziny.
- Solenizantko ! Wszystkiego najlepszego ! - śmiejemy się - Prezent od nas wszystkich. Otwórz gdy będziesz gotowa- Oliver ma na sobie czarną bluzę , czarne jeansowe spodnie , rurki , oraz czarno - białe air - maxy. Dzięki temu jest jeszcze wyższy ode mnie.
- Na pewno nie teraz ... - kładę mu ręcę na biodrach. Moją uwagę przykłuwa czarny płomyk na szyi- one są coraz bardziej obszerne. Mówiłeś że robią się czarne gdy sie denrwujesz. A on jest ...
- Denerwuję się coraz częściej , nawet w tej chwili . Bo nie wiem czy mam cię gdzieś zaprosić czy zaczać całować- stawiam oczy.
- Raczej mnie nigdzie na zaprosisz, szukają nas . Więc ... - całuję go w znamię na szyi, a on bierze i zarzuca mnie na swoje ramię . Hihram się strasznie , bo to łaskocze. Ląduję w pościeli . Chłopak zrzuca z siebie bluzę , teraz jeszcze berdziej widzę znamiona , wiem dlaczego zaczał ją nosić. Obejmuje mnie w pasie i wkłada rękę pod bluzkę . Czuję jego każdy dotyk. Reagować kiedy bluzka jest za wysoko ? Po co ... !
Przychodzi czas kiedy jesteśmy w samej bieliźnie , a nasze pocałunki stają się namiętniejsze. Jednak wciąż męczy mnie jedna myśl , uwalniam ją z sibie. Leżę na boku i kładę lewą rękę na jego piersi.
- Oliver - czuję się nieśmiała , teraz ?! - chcę coś wiedzieć , ale nie chce byś się wkurzył.
- Nie , nie wkurzę się , zależy.
- Jaką masz zdolność ? - Przewraca oczami i robi dziwny grymas twarzy. Podnosi się i każe mi usiąść. Bierze mnie za ręce .
- Nie , ja nie moge ci powiedzieć .
- Nie sądzisz że powinnam wiedzieć - kręci głwą i daje mi znać że powie mi o co chodzi.
- Ja ... ja jestem połączeniem waszych wszystkich mocy ... jestem megasilny , szybki , jestem tropicielem , widzę równierz obraz tak jak ty ... i czytam w myślach - na tę myśl się denrwuję .
- Czyli cały czas wiedziałeś co myślę , i ... dlatego mnie znałeś ! - spuszczam głowę w dół - dlatego widziałeś gdzie jestem , czego chcę i kiedy kłamię ! Jeny , a ja myślałam , że mnie znasz. Ty wiedziałeś , że nie czytam w twoich myślach i znałeś moje ! Jesteś okropny .. przeczytaj sobie teraz moje mysli ! - przypominam sobie o znamionach , czernieją.
- Roki , ja nie chciałem ci dlatego mówić , bo byś się zdenerwowała, role się odwracają. Kocham cię , a ty mnie widze to . Myśli widzę tlyko wtedy kiedy chcę , nie grzebię w twojej głowie. Szanuję prywatność.
- Teraz wiesz co myślę ?!
- Nie bo tego nie chcesz .
- Nie kochasz mnie ... - smucę się i płaczę.
- Ojezu jak to nie ? Wczoraj ci wyznałem miłość... Co mam zrobić byś mi uwierzyła - teraz to on smuitnieje i widzę lekką łzę na jego policzku , szkoda mi go. Dlaczego się czepiam. Przytulam go nagle i widzę . Obu nam poprawia się humor. Razem jesteśmy silniejsi , razem się dopełniamy.
- Nie chcę się zbyt spieszyć - szepczę.
- Ja też nie , ale nie mogę wytrzymać . Czuję , że zaraz wybuchnę , tyle kryję w sobie emocji ! Raz przyprawiasz mnie o smutek , potem radość , ale cały czas miłość- całujemy się ponownie , jeszcze mocniej , a ja czuje coś dziwnego. Jego palce na moim biustonoszu, na moich plecach. Lekki trzask , a stanik poluźnia się i spada. Jestem tak skrępowana , że zaraz coś wysadzi mnie od środka. Zakrywam się kołdrą. Smutnieję.
- Hej ... co robisz?
- Jestem okropna ... mam straszne zdanie o sobie . Jestem chuda , blada . Wystają mi gdzieniegdzie kości.
- Piękna , nie okrpna- śmieję się głośno i rzucam na niego. Tak , bo my razem tworzymy jedność.
Uwielbiam kiedy tak na mnie patrzy. Wtedy czuję bijącą od niego atrakcyjność , no chyba że nie patrzy na mnie tylko na coś centralnie obok. Leczk kiedy widze ten uśmiech , to wiem . Że to do mnie . Przywołuje mnie gestem dłoni , więc ruszam się z miejsca posiedzenia i idę wolnym krokiem w jego stronę. Rozkładam ręcę i przytulam go . JEsteśmy sami. Chłopcy poszli łowić ryby , czuję że specjalnie zostawili nas sam na sam . I to w moje Urodziny.
- Solenizantko ! Wszystkiego najlepszego ! - śmiejemy się - Prezent od nas wszystkich. Otwórz gdy będziesz gotowa- Oliver ma na sobie czarną bluzę , czarne jeansowe spodnie , rurki , oraz czarno - białe air - maxy. Dzięki temu jest jeszcze wyższy ode mnie.
- Na pewno nie teraz ... - kładę mu ręcę na biodrach. Moją uwagę przykłuwa czarny płomyk na szyi- one są coraz bardziej obszerne. Mówiłeś że robią się czarne gdy sie denrwujesz. A on jest ...
- Denerwuję się coraz częściej , nawet w tej chwili . Bo nie wiem czy mam cię gdzieś zaprosić czy zaczać całować- stawiam oczy.
- Raczej mnie nigdzie na zaprosisz, szukają nas . Więc ... - całuję go w znamię na szyi, a on bierze i zarzuca mnie na swoje ramię . Hihram się strasznie , bo to łaskocze. Ląduję w pościeli . Chłopak zrzuca z siebie bluzę , teraz jeszcze berdziej widzę znamiona , wiem dlaczego zaczał ją nosić. Obejmuje mnie w pasie i wkłada rękę pod bluzkę . Czuję jego każdy dotyk. Reagować kiedy bluzka jest za wysoko ? Po co ... !
Przychodzi czas kiedy jesteśmy w samej bieliźnie , a nasze pocałunki stają się namiętniejsze. Jednak wciąż męczy mnie jedna myśl , uwalniam ją z sibie. Leżę na boku i kładę lewą rękę na jego piersi.
- Oliver - czuję się nieśmiała , teraz ?! - chcę coś wiedzieć , ale nie chce byś się wkurzył.
- Nie , nie wkurzę się , zależy.
- Jaką masz zdolność ? - Przewraca oczami i robi dziwny grymas twarzy. Podnosi się i każe mi usiąść. Bierze mnie za ręce .
- Nie , ja nie moge ci powiedzieć .
- Nie sądzisz że powinnam wiedzieć - kręci głwą i daje mi znać że powie mi o co chodzi.
- Ja ... ja jestem połączeniem waszych wszystkich mocy ... jestem megasilny , szybki , jestem tropicielem , widzę równierz obraz tak jak ty ... i czytam w myślach - na tę myśl się denrwuję .
- Czyli cały czas wiedziałeś co myślę , i ... dlatego mnie znałeś ! - spuszczam głowę w dół - dlatego widziałeś gdzie jestem , czego chcę i kiedy kłamię ! Jeny , a ja myślałam , że mnie znasz. Ty wiedziałeś , że nie czytam w twoich myślach i znałeś moje ! Jesteś okropny .. przeczytaj sobie teraz moje mysli ! - przypominam sobie o znamionach , czernieją.
- Roki , ja nie chciałem ci dlatego mówić , bo byś się zdenerwowała, role się odwracają. Kocham cię , a ty mnie widze to . Myśli widzę tlyko wtedy kiedy chcę , nie grzebię w twojej głowie. Szanuję prywatność.
- Teraz wiesz co myślę ?!
- Nie bo tego nie chcesz .
- Nie kochasz mnie ... - smucę się i płaczę.
- Ojezu jak to nie ? Wczoraj ci wyznałem miłość... Co mam zrobić byś mi uwierzyła - teraz to on smuitnieje i widzę lekką łzę na jego policzku , szkoda mi go. Dlaczego się czepiam. Przytulam go nagle i widzę . Obu nam poprawia się humor. Razem jesteśmy silniejsi , razem się dopełniamy.
- Nie chcę się zbyt spieszyć - szepczę.
- Ja też nie , ale nie mogę wytrzymać . Czuję , że zaraz wybuchnę , tyle kryję w sobie emocji ! Raz przyprawiasz mnie o smutek , potem radość , ale cały czas miłość- całujemy się ponownie , jeszcze mocniej , a ja czuje coś dziwnego. Jego palce na moim biustonoszu, na moich plecach. Lekki trzask , a stanik poluźnia się i spada. Jestem tak skrępowana , że zaraz coś wysadzi mnie od środka. Zakrywam się kołdrą. Smutnieję.
- Hej ... co robisz?
- Jestem okropna ... mam straszne zdanie o sobie . Jestem chuda , blada . Wystają mi gdzieniegdzie kości.
- Piękna , nie okrpna- śmieję się głośno i rzucam na niego. Tak , bo my razem tworzymy jedność.
Kliknij tutaj, aby edytować.
|
Rozdział 11
***oczami Roki *** Myślałam , że obudzę się w obecności Olivera , że wstanę , a on będzie moim pierwszym obrazem , który zobaczę i że powiem mu pierwsza dzień dobry i ucałuje go w policzek. I tak też było jak sobie wymarzyłam. Tym razem nie wyszedł wcześniej. Szkoda mi go , jest taki zmęczony .Podpieram się na łokciu i poprawiam włosy przeczesując je palcami i ziewam(czytelniku przyznaj sie że ziewnąłeś gdy przeczytałeś ziewaa XD ) . Kładę się na Oliverze , a podbródek mam nad jego piersiami. Dłońmi klepie go po polikach , no ale nie mocno. Ten lekko otwiera oczy i spogląda na mnie z wyrzutem. Obraca się na prawą stronę przewalając mnie razem ze sobą i nakrywa mnie kołdrą dając znać , że chce jeszcze zostać w pościeli. - Która godzina Roksano ? - mówi zdezorientowany. - Chyba ósma rano . - Daj mi godzinę , poza tym wszyscy wstają wtedy kiedy ja ... znaczy.. - Oliver , czuję że mi czegoś nie powiedziałeś ! - No tak , bo ja nie mam 16 lat .. jestem pełnoletni , a po drugie jestem naszym przedstawicielem w razie napaści Kapitolu , czyli to mnie oskarżają o wszystko , ale to ja rządzę .. - śmieje się a ja z nim . - Jesteś ode mnie 2 lata starszy ... - dziwię się. - Tak , to straszne . Przecież mogę okazać się wariatem z siekierą ! - tuli mnie i całuje. __(...)__ Benjamin stoi w kuchni i robi wszystkim śniadanie , to dzisiaj jego kolejka. - Roksana - cieszy się na mój widok - ...Oliver - no już nieco mniej , ciekawe co zaszło. - idę do łazienki - mówię i rzeczywiście to robię. .***oczami Olivera*** Kiedy Roksana idzie do łazienki mam szansę z nim porozmawiać. Benjamin mysli , że cały świat kręci się wokół niego , ale i tak wszyscy myslą , że jest wrażliwy , nieśmiały . Jak on to robi ? Po prostu lepiej być nie może , czekam kiedy odbierze mi ... wszystko co mam , od zawsze tego pragnął. - Hej ! Kiedy dasz sobie spokój , powoli mam dosć tych twoich niepotrzebnych fochów - krzyczę- jeżeli podoba ci się moja dziewczyna to mi to powiedz , będę inaczej reagował. - Nie jest twoją dziewczyną ! - warczy na mnie - I ty też o tym wiesz , ona jest tylko w tobie zadurzona , bo cię nie zna tak dobrze jak my ! A ty ? Dajesz jej tą ... satysfakcję , że jest dla ciebie wszystkim... - A ty co jej dasz ? Nic.. ona mnie zna , lepiej niż ty ! - kończę kłótnię kiedy słyszę szlofy zza drzwi łazienkowych. Podbiegam i otwieram je. Roki siedzi na blacie przy zlewie i trzyma głowę w dłoniach. Mam teraz wyrzuty sumienia , że się kłóciliśmy , wiem , że to wywołuje u niej płacz i negatywne emocje. - Czemu płaczesz - podchodzę do niej , ale nie udaje niewiniątka , robię to naturalnie. - Ja ... no wiesz , czasem obmyślam różne rzeczy , i ty wiesz , że nie lubię jak krzyczysz , to jest takie ... dziwne . Na dodatek słyszę myśli Benjamina . Nie powinnam grzebać mu w głowie , ale nie mogę się powstrzymać- między zdaniami pociąga nosem. - Wiem , przepraszam , wiem że nie mogę krzyczeć , bo wtedy plecy mnie bolą . Nasze znamiona przez agresję stają się bardziej widoczne - obracam się do niej tyłem , nie mam na sobie koszuli - zobacz. Są bardziej czarne. - czuję jak Roksana całuje mnie w kark. - Dlatego wolę się nie denerwować - zeskakuje z blatu -ale nie chcę też płakać. - Nie będziesz płakać - chwytam ją za rękę i splatamy palce. - Ja słyszałam , że Benji ..powiedział , że ja nie jestem twoją dziewczyną - odwracam głowę w stronę drzwi , przygryzam dolną wargę i się śmieję . - Tak jest według ciebie ? Czy według mnie , czy jego ? - Według nas wszystkich . Jesteśmy blisko , bardzo , ale ani razu nie powiedziałeś na mnie , że jestem twoją dziewczyną , ani że mnie kochasz - przy wypowiadaniu tego niec się zkrepowała. Ciągnę ją za rękę do salonu , a nawet nie zwracam uwagi na wkurzonego ostro Benjamiego. I innych chłopkaków jedzących śniadanie. - Kocham cię ! Jesteś moją dziewczyną , obyśmy byli szczęśliwi . Kocham cię jak nigdy jeszcze nikogo !- widzę jak po jej policzkach spływa parę łez, a na jej twarzy maluje się usmiech. Biorę ją w objęcia i przyciskam do swojego ciała . Widzę pod jej koszulką znamiona , ledwo widoczne , ale widze je. Odsuwam się kilka centymetrów i stykamy się czołami , całuję ją w usta raz, potem jeszcze raz . - Czy teraz jesteś szczęśliwa... - Tak , nawet nie wiesz jak ...cicho ! - Roksana nasłuchuje czegoś tak uwaznie , że ledwo drgnę a dostaję reprymendę. - Są tu - mówi cicho - znaleźli nas - mówi jeszcze ciszej , ale tak żebyśmy słyszeli. ***oczami Roksany** Nie widze teraz stojącego przede mną Olivera który wyznał mi miłość , widzę wychodzących z auta ludzi. Czterech strażników i jednego starszego pana o siwej brodzie , gęstych brwaich. Jest niski , ale nie za szczupły . Na plakietce przy białym gasrniturze , pisze : Prezydent Snow. - Snow ! - krzyczę tym razem na cały głos. Kyle , Taylor i Benji wymieniają spojrzenia. - Ona czyta w myślach , to jedna z jej mocy - patrzy na mnie , a chłopcy wyglądają jakby teraz wszystko zrozumieli - Rokasana , Kyle jest najsilniejszy , Taylor megaszybki , Benjamin świetnie tropi ludzi . - A ty ? Co ty robisz ? - pytam bo jestem zbyt ciekawa. - Nikt nie zna jego mocy - mówią zdenerwoani chłopcy wstając od stolu . - Uważam , że to informacja tylko dla mnie . Gdzie ich widzisz . - wytężam umysł i odpowiadam. - Są w ... Kapitolu ? - śmieją się ze mnie. - Czyli nas nie znaleźli- teraz mam wrażenie , że zbaraniałam , ale stawiam na sowim. - Nie , mają nasze zdjęcia w rękach i na komputerach . Szukają nas ! Wyłączcie telefony ! - denerwuję się- Oliver , czemu to na nas padło - znowu się załamuję. - Uda nam się uciec - całuje mnie w czoło i patrzy w oczy - na pewno się uda. Panika panuje w naszym domu , nie wiemy , czy uciekać , zacierać ślady, czy pozostać i zdać się na łaskę losu. Jesteśmy jedną wielką drużyną i wszystkich zdania się liczą , ale narazie jesteśmy zdania : "Nie uciekamy , w końcu i tak nas znajdą. Żyjmy chwilą ! " Siadam na krześle i ocieram pot z czoła. Obok mnie lokuje się Kyle. - Przepraszam , za kłopoty z chłopakiem, wiem , ale czasami mnie ponosi i sam nie wiem co się dzieje z moim umysłem . A mam doczynienia z piękną dziewczyną . Mam tylko pytanie ? - Hmm ? - mruczę. - Jak to możliwe , że widzisz ich , w Kapitolu . Przecież to 800 km z tąd. - Nie wiem , widocznie oprócz myśli widzę też obraz. Obraz teraźniejszości. Pojawia mi się kiedy dzieje się coś , o czym powinnam wiedzieć. To mnie przeraża , bo kiedyś zobaczę pewni coś co będzie dla mnie druzgocącym ciosem w serce. - Na przykład ? - ciekawość, ah ta jego ciekawosć. - Śmierć bliskich ci osób - zerkam na Olivera i myślę o rodzinie . Mimo iż mnie zdradziła i nic nie mówiła , to jest mi ich żal. Tak bardzo , że ich śmierć by mnie załamała. - Takich jak on - czuje w jego głosie ... współczucie , a nie nienawiść. - Tak , dokładnie - usmiecham się chyba zbyt szeroko. - Trzymaj się go - mówi wstając i prostując plecy - drugiego takiego nie znajdziesz- tak też myślę , bo nie spotkałam się nigdy z podobnym gościem. Jednocześnie ostrym i stanowczym , a miłym i ciepłym ... kochanym . |
Rozdział 10
- Dlaczego po prostu nie mogę iść spać ? - Benjamin zakrywa mi oczy i prowadzi gdzieś na dwór. Chyba nie chce mnie ... eghhrr ... on chyba taki nie jest.
- Bo nie , i tak byś nie zasnęła , nawet nie wiesz jak Taylor chrapie - śmiejemy się . Czuję , że ktoś za nami idze , ale nie wiem kto. Może to Brad ? Chce się dowiedzieć gdzie zamieszkaliśmy ? - Tadaa ! - przede mną ukazuje się jeziorko , podobne jak w zoo , z podobną ławką.
- Oliver opowiadał , że ci się podobało , więc poszukaliśmy po lesie i okazało się , że też mamy stawik. Zaraz wracam , tylko pójdę , no wiesz... - kiwam głową , że wiem.
Benjamin wydaje się dobrym przyjacielem , jest taki ciepły . Nie spotkałam się wcześniej z takim chłopakiem. Wykorzystuję moment kiedy go nie ma i wchodzę na pomost. Jest w pewnych momentach ostry , wtedy kiedy wystają z niego drzazgi. Zrzucam z siebie bluzę i spodnie , koszulkę zostawiam na sobie. Podnoszę jedną nogę i już mam skoczyć , gdy ktoś mnie woła.
- Hej , czekaj na mnie ! - Kyle krzyczy i biegnie w moją stronę zrzucając koszulkę. Jednak kiedy stoi przy mnie skacze do wody , nawet nie zdążyłam przyjrzeć się jego runom. Siadam na pomoście i zastanawiam się czy wejść do wody. Kyle chwyta mnie za rękę i na siłę wrzuca mnie do jeziora. Lodowata... Odruchowo zarzucam się mu na szyję bo jest tutaj głębiej niż myślałam, a idealnie to ja nie pływam.
- Hej ! - krzyczy kiedy to robię - hej..- mówi ciszej obejmując mnie w pasie . Co ja wyprawiam , boże ... co ja wyprawiam.
*********oczami Olivera*********
Nie ma ich długo zbyt długo. Ide wolnym krokiem w stronę jeziora i napotykam Benjamina.
- Zostawiłeś ją samą ! Zwariowałeś ?! - oskarżam go.
- Jest z Kylem ! - tłumaczy się- to że jesteś najstarszy i jesteś naszym przedstawicielem , nie znaczy że od razu możesz na mnie wrzeszczeć , wrzeszczeć na wszystkich - ma racje , nie powinienem , ale ona jest dla mnie ważna. Ale to jest właśnie charakter Benja . Czepia się , o wszystko się kurna czepia. Kyle jest odpowiedzialny , chyba nie ... o nie ! Kiedy widzę to co widzę jestem ... chyba załamany. Roksana wtulona w Kyla. A chwilę później ... całują się ... tak po prostu o mnie zapomniała? Podchodzę bliżej nich , teraz cieszę się , że Roksana nie czyta w moich myślach. Kiedy mnie zauważają odlepiają się od siebie , a Roki wyskakuje z wody i biegnie w moją stronę , jednak zanim do mnie dobiega ja odwracam się na pięcie. Dziewczyna chwyta mnie dwoma rękami za dłoń i próbuje mnie zatrzymać.
- Ubierz spodenki póki ze mną porozmawiasz ... a wiesz co , po co rozmawiać , wszystko jasne , z Benjaminem i Tayem też się ..ughrr .. całowałaś ?
- Oliver ! Wiesz , że to ty mnie zmieniasz , dzięki tobie - nie wytrzymuję po prostu nienawidzę kiedy ktoś się przede mną tak tłumaczy. I znam Kyla. Ma taki charakter , a jedyną kobietą w jego życiu jest jego siostra . Nie gniewam się tak na prawdę ani na nią ani na niego. Daję mu znak do zrozumienia , że nic się nie stało , a Roki ? Biorę ją na ręce , a ta przestaje mówić tylko wbija place w moje plecy i szepcze dalej do ucha : Nie chciałam , przepraszam . A ja jej odpowiadam : Wiem , na prawdę wiem. Robi się zimniej , a ona ma gołe nogi więc idę szybciej. Kiedy wchodzimy do domu słychać tylko chrapanie Taylora , denerwujące chrapanie... Zarzucam na siebie spodenki od piżam i kładziemy się spać. Ona lekko oparta na mojej piersi muskająca palcami moją szyję i ja , otulający ją swoim ciałem . Zasypiam.
- Dlaczego po prostu nie mogę iść spać ? - Benjamin zakrywa mi oczy i prowadzi gdzieś na dwór. Chyba nie chce mnie ... eghhrr ... on chyba taki nie jest.
- Bo nie , i tak byś nie zasnęła , nawet nie wiesz jak Taylor chrapie - śmiejemy się . Czuję , że ktoś za nami idze , ale nie wiem kto. Może to Brad ? Chce się dowiedzieć gdzie zamieszkaliśmy ? - Tadaa ! - przede mną ukazuje się jeziorko , podobne jak w zoo , z podobną ławką.
- Oliver opowiadał , że ci się podobało , więc poszukaliśmy po lesie i okazało się , że też mamy stawik. Zaraz wracam , tylko pójdę , no wiesz... - kiwam głową , że wiem.
Benjamin wydaje się dobrym przyjacielem , jest taki ciepły . Nie spotkałam się wcześniej z takim chłopakiem. Wykorzystuję moment kiedy go nie ma i wchodzę na pomost. Jest w pewnych momentach ostry , wtedy kiedy wystają z niego drzazgi. Zrzucam z siebie bluzę i spodnie , koszulkę zostawiam na sobie. Podnoszę jedną nogę i już mam skoczyć , gdy ktoś mnie woła.
- Hej , czekaj na mnie ! - Kyle krzyczy i biegnie w moją stronę zrzucając koszulkę. Jednak kiedy stoi przy mnie skacze do wody , nawet nie zdążyłam przyjrzeć się jego runom. Siadam na pomoście i zastanawiam się czy wejść do wody. Kyle chwyta mnie za rękę i na siłę wrzuca mnie do jeziora. Lodowata... Odruchowo zarzucam się mu na szyję bo jest tutaj głębiej niż myślałam, a idealnie to ja nie pływam.
- Hej ! - krzyczy kiedy to robię - hej..- mówi ciszej obejmując mnie w pasie . Co ja wyprawiam , boże ... co ja wyprawiam.
*********oczami Olivera*********
Nie ma ich długo zbyt długo. Ide wolnym krokiem w stronę jeziora i napotykam Benjamina.
- Zostawiłeś ją samą ! Zwariowałeś ?! - oskarżam go.
- Jest z Kylem ! - tłumaczy się- to że jesteś najstarszy i jesteś naszym przedstawicielem , nie znaczy że od razu możesz na mnie wrzeszczeć , wrzeszczeć na wszystkich - ma racje , nie powinienem , ale ona jest dla mnie ważna. Ale to jest właśnie charakter Benja . Czepia się , o wszystko się kurna czepia. Kyle jest odpowiedzialny , chyba nie ... o nie ! Kiedy widzę to co widzę jestem ... chyba załamany. Roksana wtulona w Kyla. A chwilę później ... całują się ... tak po prostu o mnie zapomniała? Podchodzę bliżej nich , teraz cieszę się , że Roksana nie czyta w moich myślach. Kiedy mnie zauważają odlepiają się od siebie , a Roki wyskakuje z wody i biegnie w moją stronę , jednak zanim do mnie dobiega ja odwracam się na pięcie. Dziewczyna chwyta mnie dwoma rękami za dłoń i próbuje mnie zatrzymać.
- Ubierz spodenki póki ze mną porozmawiasz ... a wiesz co , po co rozmawiać , wszystko jasne , z Benjaminem i Tayem też się ..ughrr .. całowałaś ?
- Oliver ! Wiesz , że to ty mnie zmieniasz , dzięki tobie - nie wytrzymuję po prostu nienawidzę kiedy ktoś się przede mną tak tłumaczy. I znam Kyla. Ma taki charakter , a jedyną kobietą w jego życiu jest jego siostra . Nie gniewam się tak na prawdę ani na nią ani na niego. Daję mu znak do zrozumienia , że nic się nie stało , a Roki ? Biorę ją na ręce , a ta przestaje mówić tylko wbija place w moje plecy i szepcze dalej do ucha : Nie chciałam , przepraszam . A ja jej odpowiadam : Wiem , na prawdę wiem. Robi się zimniej , a ona ma gołe nogi więc idę szybciej. Kiedy wchodzimy do domu słychać tylko chrapanie Taylora , denerwujące chrapanie... Zarzucam na siebie spodenki od piżam i kładziemy się spać. Ona lekko oparta na mojej piersi muskająca palcami moją szyję i ja , otulający ją swoim ciałem . Zasypiam.
Rozdział 9
Oliver wrzuca po kolei rzeczy do walizki. Ja nie mam co ze sobą zabrać , jestem bez niczego. Chowam twarz w dłoniach i trzęsę się . Nie wiem co robić , czy jednak nie wracać , ale po ostatnim zdarzeniu biorę wszystko na poważnie .
- Jeżeli chcesz możemy wejść do domu po twoje ciuchy . Masz klucze prawda ? Słuchaj podjedziemy pod dom , wejdziesz jak najciszej się da i potem wyskoczysz przez okno . Jedziemy autem , zdążymy - chwyta mnie za barki - zobaczysz. Sama już nie wierzę czy cokolwiek może się udać.
___________(...)__________
Trzęsącą ręką wkładam klucz do przekręcam go w lewo. Nie słyszę głosów , ani kroków. Wlatuję cicho do domu i lecę na górę do mojego pokoju. Chwytam pierwszą lepszą torbę i wrzucam do niej ciuchy wraz z kosmetykami. Zatrzaśnięcie drzwi głównych i głosy rodziców , byle jak zamykam walizkę i otwieram okno. Wyrzucam ją przez nie i jeszcze raz się oglądam.
- Roksana ! - krzyczy matka a ja rzucam w nią pobliską lampką i wyskakuję . Kiedy czuję grunt pod nogami i tracę stabilność. Jednak czuję , że ktoś mnie podtrzymuje , mój brat.
- Po co , zostań z nami , a nie z ..nim. Wyrywam się mu z uścisku tak mocnego , że zrywam koszulkę odsłaniając je .
- Runy ? - w jego oczach pojawił się złowieszczy błysk, chwycił mnie za łokieć, ale za chwilę go puścił. Dostał pięścią w twarz i się przewrócił. Oliver jak zawsze mi pomaga, a ja mu się nie odwdzięczę . Wsiadam do auta , a ono zaraz jedzie nie pozostawiając za sobą nic. Gdzie jedziemy ,co się stanie ?
- Oliver , jaki ty masz plan - mówię ziewając , bo zbliża się wieczór.
- Jedziemy do mojego najlepszego kumpla , on wie co najlepsze , by nie wpaść.
- Oliver , obyś miał rację - kładę dłoń na jego ręce
CDN ....
Cudowny dom w środku lasu , który pokryty jest w niektórych miejscach pnączami. Jest tutaj prześlicznie , mam nadzieję że szybko nas nie znajdą ,bo chciałabym tutaj pomieszkać . Oliver wyciągnął walizki z bagażnika i uśmiechnął się do mnie podając mi rękę.
- Nie myśl o tym co może się stać , myśl o tym co jest teraz ...
Cudowne wnętrze , które od razu mi się spodobało. Zupełnie podobne do wnętrza poprzedniej chatki , tylko nie ma tutaj frędzli , tylko są normalne drzwi , nieco mniej romantycznie ale cóż ,nie będzie tak samo. Oliver całuje mnie w progu , ale przestaje gdy przypomina sobie o kolegach będących w środku.
- Benjamin , Kyle , Taylor ! - krzyczy ich imiona i zapoznaje mnie z każdym z nich ( zdjęcia pod rozdziałem) . Benjamin jest nieco nieśmiały , Taylor wręcz przeciwnie , a Kyle ? On jest połączeniem ich obu. Charakterystyczne dla nas wszystkich jest to , że mamy te same znamiona na plecach.
K : Czym zaszczycamy sobie towarzystwo pani ?
T : Nie często Oliverek przyprowadza do nas dziewczyny.
B : W zasadzie to chyba nigdy.
O : A wy znowu te swoje rozmówki .
JA : Miło mi was poznać , ale nie chce być ciężarem w waszym życiu , zrozumiem jeżeli nie ma miejsca.
T : W zasadzie to nie ma ...- Oliver szturcha chłopaka w ramię - ale prześpi się któryś na podłodze.
O : JA mogę ... w końcu ja to wymyśliłem ...
Ja : Nie !... znaczy może macie materac , chętnie skorzystam - uśmiecham się. Ale oni wymieniają spojrzenia.
B : Koniec tej paplaniny ! Ja śpię na kanapie , koniec i kropka.
Szkoda mi go bo wiem, że najbardziej to mi się należy. Chłopcy rozmawiają ze sobą , jakby nie chcieli bym cokolwiek słyszała. Przysiadam na huśtawce postawionej na drewnianym tarasie . i macham nogami w powietrzu . Dlaczego to na mnie spadł taki ciężki los . Ale oni widzieli od urodzenia co mają robić . Ja dowiedziałam się o moim życiu od chłopaka . NA tę myśl śmieję się . Od chłopaka, o którym myślałam tak źle , a który otworzył mi okno na świat , miłości , przyjaźnie , życie .
Oliver wrzuca po kolei rzeczy do walizki. Ja nie mam co ze sobą zabrać , jestem bez niczego. Chowam twarz w dłoniach i trzęsę się . Nie wiem co robić , czy jednak nie wracać , ale po ostatnim zdarzeniu biorę wszystko na poważnie .
- Jeżeli chcesz możemy wejść do domu po twoje ciuchy . Masz klucze prawda ? Słuchaj podjedziemy pod dom , wejdziesz jak najciszej się da i potem wyskoczysz przez okno . Jedziemy autem , zdążymy - chwyta mnie za barki - zobaczysz. Sama już nie wierzę czy cokolwiek może się udać.
___________(...)__________
Trzęsącą ręką wkładam klucz do przekręcam go w lewo. Nie słyszę głosów , ani kroków. Wlatuję cicho do domu i lecę na górę do mojego pokoju. Chwytam pierwszą lepszą torbę i wrzucam do niej ciuchy wraz z kosmetykami. Zatrzaśnięcie drzwi głównych i głosy rodziców , byle jak zamykam walizkę i otwieram okno. Wyrzucam ją przez nie i jeszcze raz się oglądam.
- Roksana ! - krzyczy matka a ja rzucam w nią pobliską lampką i wyskakuję . Kiedy czuję grunt pod nogami i tracę stabilność. Jednak czuję , że ktoś mnie podtrzymuje , mój brat.
- Po co , zostań z nami , a nie z ..nim. Wyrywam się mu z uścisku tak mocnego , że zrywam koszulkę odsłaniając je .
- Runy ? - w jego oczach pojawił się złowieszczy błysk, chwycił mnie za łokieć, ale za chwilę go puścił. Dostał pięścią w twarz i się przewrócił. Oliver jak zawsze mi pomaga, a ja mu się nie odwdzięczę . Wsiadam do auta , a ono zaraz jedzie nie pozostawiając za sobą nic. Gdzie jedziemy ,co się stanie ?
- Oliver , jaki ty masz plan - mówię ziewając , bo zbliża się wieczór.
- Jedziemy do mojego najlepszego kumpla , on wie co najlepsze , by nie wpaść.
- Oliver , obyś miał rację - kładę dłoń na jego ręce
CDN ....
Cudowny dom w środku lasu , który pokryty jest w niektórych miejscach pnączami. Jest tutaj prześlicznie , mam nadzieję że szybko nas nie znajdą ,bo chciałabym tutaj pomieszkać . Oliver wyciągnął walizki z bagażnika i uśmiechnął się do mnie podając mi rękę.
- Nie myśl o tym co może się stać , myśl o tym co jest teraz ...
Cudowne wnętrze , które od razu mi się spodobało. Zupełnie podobne do wnętrza poprzedniej chatki , tylko nie ma tutaj frędzli , tylko są normalne drzwi , nieco mniej romantycznie ale cóż ,nie będzie tak samo. Oliver całuje mnie w progu , ale przestaje gdy przypomina sobie o kolegach będących w środku.
- Benjamin , Kyle , Taylor ! - krzyczy ich imiona i zapoznaje mnie z każdym z nich ( zdjęcia pod rozdziałem) . Benjamin jest nieco nieśmiały , Taylor wręcz przeciwnie , a Kyle ? On jest połączeniem ich obu. Charakterystyczne dla nas wszystkich jest to , że mamy te same znamiona na plecach.
K : Czym zaszczycamy sobie towarzystwo pani ?
T : Nie często Oliverek przyprowadza do nas dziewczyny.
B : W zasadzie to chyba nigdy.
O : A wy znowu te swoje rozmówki .
JA : Miło mi was poznać , ale nie chce być ciężarem w waszym życiu , zrozumiem jeżeli nie ma miejsca.
T : W zasadzie to nie ma ...- Oliver szturcha chłopaka w ramię - ale prześpi się któryś na podłodze.
O : JA mogę ... w końcu ja to wymyśliłem ...
Ja : Nie !... znaczy może macie materac , chętnie skorzystam - uśmiecham się. Ale oni wymieniają spojrzenia.
B : Koniec tej paplaniny ! Ja śpię na kanapie , koniec i kropka.
Szkoda mi go bo wiem, że najbardziej to mi się należy. Chłopcy rozmawiają ze sobą , jakby nie chcieli bym cokolwiek słyszała. Przysiadam na huśtawce postawionej na drewnianym tarasie . i macham nogami w powietrzu . Dlaczego to na mnie spadł taki ciężki los . Ale oni widzieli od urodzenia co mają robić . Ja dowiedziałam się o moim życiu od chłopaka . NA tę myśl śmieję się . Od chłopaka, o którym myślałam tak źle , a który otworzył mi okno na świat , miłości , przyjaźnie , życie .
Benjamin Kyle Taylor
Rozdział 8
Wiatr wpadający przez okno szarpie mi włosy . Ciągle myślę o tym gdzie teraz aktualnie znajduje się Brad. Jednak gdy się całujemy moje złe wspomnienia zanikają w głębi mojego umysłu.
- Nie powinniśmy ... - nie chcę być z nim dlatego by zapomnieć , nie na siłę . Ale czy to aby na pewno jest wymuszone ? Może na prawdę tego chcę , ale ta myśl plącze mi się ... daleko. Jest mi z nim dobrze , ale czy on mnie ... kocha.
- Jeżeli nie chcesz ...ale nie myśl , nie dopuszczaj do siebie tej myśli , że jestem przeciwko tobie w jakiś sposób- całuje mnie jeszcze raz , namiętniej w usta, a ja wiem , że muszę przestać . Wiem .. Wstaję z łóżka i zakładam fioletowe kapcie ... mocno owijam się szlafrokiem i zamykam wszelkie okna . Podchodzę do zlewu i ochlapuję się zimną wodą. Zamykam drzwi od łazienki i zrzucam okrycie . Jestem wychudzona , a na dodatek moje plecy okrywają czarne płomienie , runy. Włosy opadają mi gładko na plecy. Muszę za wszelką cenę ukryć niby tatuaże . Dobrze , że nie widać ich kiedy założę bluzkę na krótki rękawek. Gorzej z ramiączkami , założę się , że nie będę mogła już takich zakładać . Słyszę lekkie kroki , Oliver wstał.
- Czy ty mnie podglądasz ? Proszę odejdź ... - nie słyszę odpowiedzi , ale za to skrzypienie drzwi. Chwytam za szlafrok i ledwo zdążam zakryć ciało...
- Dlaczego się oglądasz ? Uważasz , że to oszpecenie ciała ? - Oliver wchodzi w samych spodenkach , więc po tym gdy to powiedział kieruję wzrok na jego plecy . Nie wyglądają na oszpecone tylko wręcz przeciwnie . Przesuwam palcem po jednym z płomieni ......... jednocześnie trzymając nakrycie mojego ciała. Chłopak przechodzi za mnie i przykłada rękę do mojej prawej łopatki - tam gdzie zaczynają mi się runy. Czuję każdy dotyk jego dłoni , a on wie , że to mnie krępuje. Chłopak palcem wskazującym wzdłuż mojego kręgosłupa. Przełykam głośno ślinę .
- Idź do niego , wiem , że i tak nie dasz rady , ale ubierz się ...
- Nie wiem gdzie jest !
- Tuż obok domku na ławce przy jeziorze . Innymi słowy w moim zaciszu- mówi.
- Skąd wiesz - patrzy się na mnie z powagą.
- Pomińmy ten fakt.
***oczami Olivera***
Jest piękna . Dlaczego uważa , że to okropne ? Otwieram okna z powodu tego , że jest mi gorąco , to normalne w tej fazie . Ale ona tego nie rozumie i cały czas je zamyka. Nie jestem zazdrosny - będę sobie tłumaczył do końca.
***oczami Roksany ***
Zakładam : http://img.stylistki.pl/sets/mlodziezowy--1361110298-s253729.jpg?v=0
Kieruję się do zacisza Olivera , tak jak on to nazwał. Nie wiem co mu powiedzieć , a co ważniejsze co on chce mi powiedzieć. Siedzi na ławce i skubie paznokcie . Na mój widok podnosi się i przytula mnie. Jednak potem nagle odwraca mnie w ramionach i wyciąga sprawnym ruchem nóż z kieszeni. Odruchowo zaczynam płakać w takich sytuacjach.
- I to po to przyszedłeś ? Chcesz mnie zawlec do Kapitolu ? - tłumie szloch.
- Przepraszam Roki , ale takie od początku jest moje zadanie . Justin już dawno chciał ci powiedzieć , ale czekał na ten moment. On jest wnukiem Snowa , to dlatego był z tobą , ale ty nic nie rozumiesz ...
- Hej ! - krzyknął Oliver wychodząc z domku i biegnąc w naszą stronę .
- Znowu ty , stajesz mi na drodze .
- Brad, Nocny Łowca. Cóż nie każdy może tego zaszczycić .
- Tak samo jak ty swojej mocy , hmm . Pochwaliłeś się już ? Czyż nie robisz się zly?
- Źle trafiłeś , to było tylko raz , teraz tego nie używam- nóż w mojej szyi wbija się bardziej i robi mi ranę na szyi. Próbuję otrzeć krew dłonią ale to jest w moim przypadku niemożliwe.
- Proszę odłóż ten nóż - mówię wcinając słowa w płacz. Słyszę stukot metalu o ziemię , upadam.
- Znajdźcie inne miejsce zamieszkania , tutaj was obserwują , wszystko . I ani słowa o mnie ! - Brad znikł .
Wiatr wpadający przez okno szarpie mi włosy . Ciągle myślę o tym gdzie teraz aktualnie znajduje się Brad. Jednak gdy się całujemy moje złe wspomnienia zanikają w głębi mojego umysłu.
- Nie powinniśmy ... - nie chcę być z nim dlatego by zapomnieć , nie na siłę . Ale czy to aby na pewno jest wymuszone ? Może na prawdę tego chcę , ale ta myśl plącze mi się ... daleko. Jest mi z nim dobrze , ale czy on mnie ... kocha.
- Jeżeli nie chcesz ...ale nie myśl , nie dopuszczaj do siebie tej myśli , że jestem przeciwko tobie w jakiś sposób- całuje mnie jeszcze raz , namiętniej w usta, a ja wiem , że muszę przestać . Wiem .. Wstaję z łóżka i zakładam fioletowe kapcie ... mocno owijam się szlafrokiem i zamykam wszelkie okna . Podchodzę do zlewu i ochlapuję się zimną wodą. Zamykam drzwi od łazienki i zrzucam okrycie . Jestem wychudzona , a na dodatek moje plecy okrywają czarne płomienie , runy. Włosy opadają mi gładko na plecy. Muszę za wszelką cenę ukryć niby tatuaże . Dobrze , że nie widać ich kiedy założę bluzkę na krótki rękawek. Gorzej z ramiączkami , założę się , że nie będę mogła już takich zakładać . Słyszę lekkie kroki , Oliver wstał.
- Czy ty mnie podglądasz ? Proszę odejdź ... - nie słyszę odpowiedzi , ale za to skrzypienie drzwi. Chwytam za szlafrok i ledwo zdążam zakryć ciało...
- Dlaczego się oglądasz ? Uważasz , że to oszpecenie ciała ? - Oliver wchodzi w samych spodenkach , więc po tym gdy to powiedział kieruję wzrok na jego plecy . Nie wyglądają na oszpecone tylko wręcz przeciwnie . Przesuwam palcem po jednym z płomieni ......... jednocześnie trzymając nakrycie mojego ciała. Chłopak przechodzi za mnie i przykłada rękę do mojej prawej łopatki - tam gdzie zaczynają mi się runy. Czuję każdy dotyk jego dłoni , a on wie , że to mnie krępuje. Chłopak palcem wskazującym wzdłuż mojego kręgosłupa. Przełykam głośno ślinę .
- Idź do niego , wiem , że i tak nie dasz rady , ale ubierz się ...
- Nie wiem gdzie jest !
- Tuż obok domku na ławce przy jeziorze . Innymi słowy w moim zaciszu- mówi.
- Skąd wiesz - patrzy się na mnie z powagą.
- Pomińmy ten fakt.
***oczami Olivera***
Jest piękna . Dlaczego uważa , że to okropne ? Otwieram okna z powodu tego , że jest mi gorąco , to normalne w tej fazie . Ale ona tego nie rozumie i cały czas je zamyka. Nie jestem zazdrosny - będę sobie tłumaczył do końca.
***oczami Roksany ***
Zakładam : http://img.stylistki.pl/sets/mlodziezowy--1361110298-s253729.jpg?v=0
Kieruję się do zacisza Olivera , tak jak on to nazwał. Nie wiem co mu powiedzieć , a co ważniejsze co on chce mi powiedzieć. Siedzi na ławce i skubie paznokcie . Na mój widok podnosi się i przytula mnie. Jednak potem nagle odwraca mnie w ramionach i wyciąga sprawnym ruchem nóż z kieszeni. Odruchowo zaczynam płakać w takich sytuacjach.
- I to po to przyszedłeś ? Chcesz mnie zawlec do Kapitolu ? - tłumie szloch.
- Przepraszam Roki , ale takie od początku jest moje zadanie . Justin już dawno chciał ci powiedzieć , ale czekał na ten moment. On jest wnukiem Snowa , to dlatego był z tobą , ale ty nic nie rozumiesz ...
- Hej ! - krzyknął Oliver wychodząc z domku i biegnąc w naszą stronę .
- Znowu ty , stajesz mi na drodze .
- Brad, Nocny Łowca. Cóż nie każdy może tego zaszczycić .
- Tak samo jak ty swojej mocy , hmm . Pochwaliłeś się już ? Czyż nie robisz się zly?
- Źle trafiłeś , to było tylko raz , teraz tego nie używam- nóż w mojej szyi wbija się bardziej i robi mi ranę na szyi. Próbuję otrzeć krew dłonią ale to jest w moim przypadku niemożliwe.
- Proszę odłóż ten nóż - mówię wcinając słowa w płacz. Słyszę stukot metalu o ziemię , upadam.
- Znajdźcie inne miejsce zamieszkania , tutaj was obserwują , wszystko . I ani słowa o mnie ! - Brad znikł .
Rozdział 7
Wchodzimy od tyłu do wybiegu dla tygrysów. Jestem bardziej niż przestraszona.
- Poczekam na ciebie tutaj , może przyniosę z zaplecza mięso.. boję się - walę prosto z mostu.
- Spokojnie , nie są tak groźne , że nas pożrą , fajnie przyjrzeć się z bliska ... czyż nie jesteś Nieustraszona ?
Ściskam go mocno za rękę i wchodzimy przez siatkę na wybieg.
Pachnie tutaj wyjątkowo zielenią i nie czuć tak dużego chłodu. Puszczam dłoń chłopaka i rozglądam się trzymając i tak jak najdalej od tygrysów.
- Ten po lewo to Bridgit, a ten po prawo to Georg.
- Wiesz , że mi się podobają ale - krzyknęłam kiedy zauważyłam , że zwierze podnosi się i rusza w moją stronę. Oliver rzucił mięso daleko od nas . Zwierze usiadło i wpatrywało się w nas . Odskoczyłam na bok i przez przypadek wpadłam na chłopaka. Nie odwracam się w stronę tygrysów tylko wtulam się w pierś Olivera i wbijam palce w jego szyję . Krople na mojej głowie dały mi znać , że pada deszcz.
- Poszedł , ukrył się przed deszczem- jest mi zbyt dobrze by teraz od niego odejść. Nie znam go , ale wiem , że ma dobre serce. Podnoszę lekko głowę z jego ramienia. Mam wystraszone oczy , a to nie pasuje do nieustraszonych. Czuję jego wzrok na sobie , mam mokre włosy , deszcz staje się bardziej obfity. Śmieję się z naszej sytuacji. Wspinam się na palce i całuję go w policzek. Jest wyższy ode mnie . Jednak on bierze w dłonie moją twarz i całuje mnie w usta , namiętnie.
- Chodź - zaśmiał się - nie będziemy stać w deszczu ! - chciałabym tutaj zostać , nawet zapomniałam już o tygrysach i jakimkolwiek niebezpieczeństwie. Biegniemy szybko do domku. ZOO kompletnie opustoszało , zwierzęta się pochowały . Czuję się jakbyśmy byli tutaj zupełnie sami. Przechodzę szybko przez mokre karzki , aby nie być zbyt mokrym , ale wiem , że to i tak zbyt wiele nie da , wlatujemy do domku , cieknie z nas woda. Idę się ogarnąć , przepraszam , ale będę musiała zająć trwoją skromną łazienkę . Nie będę się z nim całować , jesteśmy cali mokrzy.
***** oczami Olivera *****
Poszła do łazienki , a ja nie mam gdzie się przebrać. Widać ,że taki jest los mojej kanapy. Najwidoczniej mokra musi być. Sam nie wiem co we mnie wstąpiło , wiem przecież co się stanie gdy ... dzwonek do drzwi przerywa mi myślenie. Chwytam pobliski ręcznik i wycieram włosy. Lekko otwieram drzwi , w których ukazuje się ciemnowłosy chłopak o niebieskich oczach. Nieco niższy ode mnie. Może i nie jestem w sobie zakochany , ale uważam , że jestem od niego bardziej przystojny. W momencie kiedy go witam , obok mnie staje Roksana. I tłumi płacz. Każe mi zamknąć drzwi.
- On jest kłamcą , proszę zamknij drzwi ! - roni łzy, a ja wypełniam jej prośbę. Natomiast chłopak ze zdziwionymi oczami spuszcza głowę w dół i znika. Wiadome - Nocny Łowca.
________________(...)________________
****oczami Roksany ****
Pijemy kakao i rozmawiamy, Oliver chce wiedzieć co między nami zaszło.
- Zostawił mi list - dalej go przy sobie noszę , więc podaję mu go , a ten ze zdziwieniem czyta i wstaje. Widzę jak podchodzi z nim do kominka i rzuca go prosto w ogień.
- Zapomnij , nie ma po co o tym myśleć , no chyba , że chcesz myśleć o nim i o tym , że przez całą waszą przyjaźń cię oszukiwał- bierze mnie za rękę .
- Wiem , musiał mi ktoś o tym przypomnieć..., ale dlaczego dopiero ty ? Jestem zmęczona ...
- Idź się położyć , ja i tak nie umiałbym zasnąć w środku dnia - ucałował mnie w czoło , a ja poszłam dwa kroki odpocząć , wcale też nie mam zamiaru spać. Wyglądam przez pobliskie okno i widzę zieleń ... drzewa , las.
- Wiedziałem , że i tak nie pójdziesz spać , znam cię krótko , ale łatwo jest wyczuć kiedy ktoś jest zaniepokojony , więc co cię tak dręczy , że nie możesz się zrelaksować ?- pyta chłopak wyłaniając się zza zasłon.
- Brad.. on tam jest w lesie , widzę go ... wiedzę jego myśli , ale twoich nie . .. jestem jakaś nienormalna , wytłumaczysz mi to ?
- Może i lepiej , że nie widzisz moich myśli , ale to nietypowe zjawisko. Może jesteś ... pół na pół Nieustraszoną i Łowcą ? Tylko oni potrafią czytać w myślach - kiedy pomyślę o Bradzie wyświetla mi się ekran jego myśli : Żałuję , Myślę o niej , Wybaczy mi ? Nie , nie żałuję ! Ale kiedy słyszę te jedną jedyną : Nabrała się na moją tanią grę.
Wchodzimy od tyłu do wybiegu dla tygrysów. Jestem bardziej niż przestraszona.
- Poczekam na ciebie tutaj , może przyniosę z zaplecza mięso.. boję się - walę prosto z mostu.
- Spokojnie , nie są tak groźne , że nas pożrą , fajnie przyjrzeć się z bliska ... czyż nie jesteś Nieustraszona ?
Ściskam go mocno za rękę i wchodzimy przez siatkę na wybieg.
Pachnie tutaj wyjątkowo zielenią i nie czuć tak dużego chłodu. Puszczam dłoń chłopaka i rozglądam się trzymając i tak jak najdalej od tygrysów.
- Ten po lewo to Bridgit, a ten po prawo to Georg.
- Wiesz , że mi się podobają ale - krzyknęłam kiedy zauważyłam , że zwierze podnosi się i rusza w moją stronę. Oliver rzucił mięso daleko od nas . Zwierze usiadło i wpatrywało się w nas . Odskoczyłam na bok i przez przypadek wpadłam na chłopaka. Nie odwracam się w stronę tygrysów tylko wtulam się w pierś Olivera i wbijam palce w jego szyję . Krople na mojej głowie dały mi znać , że pada deszcz.
- Poszedł , ukrył się przed deszczem- jest mi zbyt dobrze by teraz od niego odejść. Nie znam go , ale wiem , że ma dobre serce. Podnoszę lekko głowę z jego ramienia. Mam wystraszone oczy , a to nie pasuje do nieustraszonych. Czuję jego wzrok na sobie , mam mokre włosy , deszcz staje się bardziej obfity. Śmieję się z naszej sytuacji. Wspinam się na palce i całuję go w policzek. Jest wyższy ode mnie . Jednak on bierze w dłonie moją twarz i całuje mnie w usta , namiętnie.
- Chodź - zaśmiał się - nie będziemy stać w deszczu ! - chciałabym tutaj zostać , nawet zapomniałam już o tygrysach i jakimkolwiek niebezpieczeństwie. Biegniemy szybko do domku. ZOO kompletnie opustoszało , zwierzęta się pochowały . Czuję się jakbyśmy byli tutaj zupełnie sami. Przechodzę szybko przez mokre karzki , aby nie być zbyt mokrym , ale wiem , że to i tak zbyt wiele nie da , wlatujemy do domku , cieknie z nas woda. Idę się ogarnąć , przepraszam , ale będę musiała zająć trwoją skromną łazienkę . Nie będę się z nim całować , jesteśmy cali mokrzy.
***** oczami Olivera *****
Poszła do łazienki , a ja nie mam gdzie się przebrać. Widać ,że taki jest los mojej kanapy. Najwidoczniej mokra musi być. Sam nie wiem co we mnie wstąpiło , wiem przecież co się stanie gdy ... dzwonek do drzwi przerywa mi myślenie. Chwytam pobliski ręcznik i wycieram włosy. Lekko otwieram drzwi , w których ukazuje się ciemnowłosy chłopak o niebieskich oczach. Nieco niższy ode mnie. Może i nie jestem w sobie zakochany , ale uważam , że jestem od niego bardziej przystojny. W momencie kiedy go witam , obok mnie staje Roksana. I tłumi płacz. Każe mi zamknąć drzwi.
- On jest kłamcą , proszę zamknij drzwi ! - roni łzy, a ja wypełniam jej prośbę. Natomiast chłopak ze zdziwionymi oczami spuszcza głowę w dół i znika. Wiadome - Nocny Łowca.
________________(...)________________
****oczami Roksany ****
Pijemy kakao i rozmawiamy, Oliver chce wiedzieć co między nami zaszło.
- Zostawił mi list - dalej go przy sobie noszę , więc podaję mu go , a ten ze zdziwieniem czyta i wstaje. Widzę jak podchodzi z nim do kominka i rzuca go prosto w ogień.
- Zapomnij , nie ma po co o tym myśleć , no chyba , że chcesz myśleć o nim i o tym , że przez całą waszą przyjaźń cię oszukiwał- bierze mnie za rękę .
- Wiem , musiał mi ktoś o tym przypomnieć..., ale dlaczego dopiero ty ? Jestem zmęczona ...
- Idź się położyć , ja i tak nie umiałbym zasnąć w środku dnia - ucałował mnie w czoło , a ja poszłam dwa kroki odpocząć , wcale też nie mam zamiaru spać. Wyglądam przez pobliskie okno i widzę zieleń ... drzewa , las.
- Wiedziałem , że i tak nie pójdziesz spać , znam cię krótko , ale łatwo jest wyczuć kiedy ktoś jest zaniepokojony , więc co cię tak dręczy , że nie możesz się zrelaksować ?- pyta chłopak wyłaniając się zza zasłon.
- Brad.. on tam jest w lesie , widzę go ... wiedzę jego myśli , ale twoich nie . .. jestem jakaś nienormalna , wytłumaczysz mi to ?
- Może i lepiej , że nie widzisz moich myśli , ale to nietypowe zjawisko. Może jesteś ... pół na pół Nieustraszoną i Łowcą ? Tylko oni potrafią czytać w myślach - kiedy pomyślę o Bradzie wyświetla mi się ekran jego myśli : Żałuję , Myślę o niej , Wybaczy mi ? Nie , nie żałuję ! Ale kiedy słyszę te jedną jedyną : Nabrała się na moją tanią grę.
Rozdział 6
Budzę się na łóżku . Oliver jak widać przespał się tej nocy na kanapie, pozbawiłam go wszelkiej wygody. Jednak nie mam wielkich wyrzutów sumienia. Idę do łazienki i oglądam w lustrze rozprzestrzeniające się coraz szybciej runy.
- Szybko cię opanowują - mówi Oliv popijając herbatę przez uchylone drzwi - jeżli chcesz uszykowałem śniadanie ?
- Żołądek mi zaraz wysiądzie , oczywiście , że coś zjem, tylko powiedz że jajecznica , to będę w siódmym niebie.
- Jak widać czytam ci w myślach- zatapiam się w smaku śniadania. Jajecznica na boczku ..mm.
- Co dzisiaj zamierzamy robić , bo raczej chyba nie zamierzasz mnie wypuścić. SŁuchaj ! chcę wracać do rodziny. I mam gdzieś twoje zaskakująco przekonujące bajeczki na temat .. Kapitolu.
- To nie są bajeczki Roki ! Tylko fakty, i nie wciskam ci kitu. Jak myślisz ? Czy zwykły przyziemny chciał nas potrącić ?Szczerze w to wątpię - ja również , ale nigdy nie przyznam mu racji .
Zaczesuję włosy w niski kok i ubieram to : http://img.szafa.pl/small-cdn/blog/742ccbd67dd8dd0977605929fcad92f9.jpg
Wychodzę na zewnątrz i czuję wiatr na twarzy ... chłodny i ostry. Dawno nie czułam takiego. Upewniam się , że bluza zakrywa całe runy , nie chcę , nikt taki jak ja nie chciał by by ktokolwiek je zauważył. Ciuchy pożyczyłam od zmarłej siostry Olivera , ale pozwolił mi je zabrać. Chcę uciec , nie dając się mu zauważyć. Mam jednak wyrzuty sumienia , że nie dałam mu znać. Już mam przekroczyć bramę , a nagle ktoś chwyta mnie mocno za nadgarstek.
- Roksana....- komuś urywa się głos , znajomy głos.
- Brad ... - wymuszam z siebie jego imię ,ponieważ nie wierzę , że to on. I mam rację , to nie on tlyko głos w mojej podświadomości chcący abym się zdezorientowała, upadam ale na szczęście nie mdleję. Zakrywam twarz dłońmi , nie wiem co robić, bo jeśli .. ma racje to jestem w niebezpieczeństwie. Rodzicie nie dawali mi i tak tego co chciałam , byli zawsze przeciwko mnie i mnie nie pochwalali za nic , kompletnie. Byłam piątym kołem u wozu. Słyszę za sobą kroki które cichną tuż przy mnie. Mój nowy przyjaciel kuca przy mnie i pomaga mi wstać. Nie wiem po co i dlaczego ale rzucam się mu na szyje , ten odwzajemnia uścisk.
- Może i chciałam uciec , ale coraz bardziej przekonuję się do twojej wersji wydarzeń. Nie wyglądasz na chłopaka , kótry chciałby mnie oszukać i ...wykorzystać ze względu na moją sytuację - odsuwam się minimalnie i spoglądam mu prosto w twarz - prawda? - szepczę.
- Prawda, nigdy bym tego nie zrobił , nie potrafiłbym . A teraz chodź - podał mi rękę - musisz mi pomóc , nie będę harował za nas dwoje.
- Oczywiście , to by było okropne - śmieję się , a po chwili on dołancza do mnie- no to , gdzie idziemy ?
- Wolny wybór , ale myślę , że spodoba ci się kiedy odwiedzimy tygrysa , który jako pierwszy przykuł twoją uwagę.
Budzę się na łóżku . Oliver jak widać przespał się tej nocy na kanapie, pozbawiłam go wszelkiej wygody. Jednak nie mam wielkich wyrzutów sumienia. Idę do łazienki i oglądam w lustrze rozprzestrzeniające się coraz szybciej runy.
- Szybko cię opanowują - mówi Oliv popijając herbatę przez uchylone drzwi - jeżli chcesz uszykowałem śniadanie ?
- Żołądek mi zaraz wysiądzie , oczywiście , że coś zjem, tylko powiedz że jajecznica , to będę w siódmym niebie.
- Jak widać czytam ci w myślach- zatapiam się w smaku śniadania. Jajecznica na boczku ..mm.
- Co dzisiaj zamierzamy robić , bo raczej chyba nie zamierzasz mnie wypuścić. SŁuchaj ! chcę wracać do rodziny. I mam gdzieś twoje zaskakująco przekonujące bajeczki na temat .. Kapitolu.
- To nie są bajeczki Roki ! Tylko fakty, i nie wciskam ci kitu. Jak myślisz ? Czy zwykły przyziemny chciał nas potrącić ?Szczerze w to wątpię - ja również , ale nigdy nie przyznam mu racji .
Zaczesuję włosy w niski kok i ubieram to : http://img.szafa.pl/small-cdn/blog/742ccbd67dd8dd0977605929fcad92f9.jpg
Wychodzę na zewnątrz i czuję wiatr na twarzy ... chłodny i ostry. Dawno nie czułam takiego. Upewniam się , że bluza zakrywa całe runy , nie chcę , nikt taki jak ja nie chciał by by ktokolwiek je zauważył. Ciuchy pożyczyłam od zmarłej siostry Olivera , ale pozwolił mi je zabrać. Chcę uciec , nie dając się mu zauważyć. Mam jednak wyrzuty sumienia , że nie dałam mu znać. Już mam przekroczyć bramę , a nagle ktoś chwyta mnie mocno za nadgarstek.
- Roksana....- komuś urywa się głos , znajomy głos.
- Brad ... - wymuszam z siebie jego imię ,ponieważ nie wierzę , że to on. I mam rację , to nie on tlyko głos w mojej podświadomości chcący abym się zdezorientowała, upadam ale na szczęście nie mdleję. Zakrywam twarz dłońmi , nie wiem co robić, bo jeśli .. ma racje to jestem w niebezpieczeństwie. Rodzicie nie dawali mi i tak tego co chciałam , byli zawsze przeciwko mnie i mnie nie pochwalali za nic , kompletnie. Byłam piątym kołem u wozu. Słyszę za sobą kroki które cichną tuż przy mnie. Mój nowy przyjaciel kuca przy mnie i pomaga mi wstać. Nie wiem po co i dlaczego ale rzucam się mu na szyje , ten odwzajemnia uścisk.
- Może i chciałam uciec , ale coraz bardziej przekonuję się do twojej wersji wydarzeń. Nie wyglądasz na chłopaka , kótry chciałby mnie oszukać i ...wykorzystać ze względu na moją sytuację - odsuwam się minimalnie i spoglądam mu prosto w twarz - prawda? - szepczę.
- Prawda, nigdy bym tego nie zrobił , nie potrafiłbym . A teraz chodź - podał mi rękę - musisz mi pomóc , nie będę harował za nas dwoje.
- Oczywiście , to by było okropne - śmieję się , a po chwili on dołancza do mnie- no to , gdzie idziemy ?
- Wolny wybór , ale myślę , że spodoba ci się kiedy odwiedzimy tygrysa , który jako pierwszy przykuł twoją uwagę.
____________________ROZDZIAŁ 5 ___________________-
- Kim jestem ? Czy ty też znasz prawdę ? - pytam.
- Jesteś Nieustraszona , tak jak ja . Ale twoim rodzice są innej krwi ...
- Jak to innej krwi ?! Co ty ... rzeczywiście , to wszystko wyjaśnia ... dlatego nic nie mówili.. ale kim oni są ?
Oliver przygryza dolną wargę i zastanawia się nad udzieleniem odpowiedzi...
- Oni są z Kapitolu ... polują na Nieustraszonych , Nocnych Łowców.
- Nocni Łowcy ? Nie znam nikogo kto by mi o nich wspominał - dziwię się. ALe po chwili pada mi na mysl ta jedna jedyna osoba - Brad...
- Nie jesteś bezpieczna ... nawet najbliższych poświęcą by oddać prezydentowi kilku Nieustraszonych ... nawet i i ciebie. Inaczej zabiją was ... wszystkich. Odkryłem to niedawno ... bardzo niedawno ... rodzice zostawili mi list póki nie odeszli ..póki ich nie zabrano. Od tamtego czasu się tutaj kryję .. mam nadzieje że nas tutaj nie znajda.
- Od początku wiedziałeś , że nią jestem ...
- To widać ... między innymi po twojej runie nieustraszonych na plecach . Płomienie ... zazwyczaj ludzie myślą ze to tatuaże , ale musisz je kryć , przed nimi... najlepiej żebyś tylko w domu ich nie ukrywała , one stają się coraz większe , aż oblegają całe plecy i szyję- tłumaczy mi , a ja zdejmuję bluzkę nie krępując się przy nim i zauważam to co mi mowił. Lekkie płomienie zaczynające się od obojczyka.
- Też masz takie ? - nawet nie odpowiedział. Zdjął z siebie koszulę . Jego runy były większe , biegły wzdłuż kręgosłupa i opanowały kawałek szyi. Przejeżdżam palcem po czarnych znamionach .
- Chcesz mi pomóc w pracy , dzisiaj niedziela , więc możesz zacząć jutro... ja idę się wykąpać do jeziora . Jeżeli chcesz ot przyjdź.
Skorzystam póki mogę i mimo iż jestem w totalnym szoku , chwytam za gitarę stojącą w rogu i notes z długopisem.
Kieruję się w strone mini-plazy.
Otwieram zeszyt a na kartkach widzę mnóstwo zapisków. Lecz kiedy zaczynam czytać, spostrzegam , że to piosenki. Piękne piosenki. Nie mogę się powstrzymać i mimo iż stoi on prawie że przede mną , śpiewam.
- Kim jestem ? Czy ty też znasz prawdę ? - pytam.
- Jesteś Nieustraszona , tak jak ja . Ale twoim rodzice są innej krwi ...
- Jak to innej krwi ?! Co ty ... rzeczywiście , to wszystko wyjaśnia ... dlatego nic nie mówili.. ale kim oni są ?
Oliver przygryza dolną wargę i zastanawia się nad udzieleniem odpowiedzi...
- Oni są z Kapitolu ... polują na Nieustraszonych , Nocnych Łowców.
- Nocni Łowcy ? Nie znam nikogo kto by mi o nich wspominał - dziwię się. ALe po chwili pada mi na mysl ta jedna jedyna osoba - Brad...
- Nie jesteś bezpieczna ... nawet najbliższych poświęcą by oddać prezydentowi kilku Nieustraszonych ... nawet i i ciebie. Inaczej zabiją was ... wszystkich. Odkryłem to niedawno ... bardzo niedawno ... rodzice zostawili mi list póki nie odeszli ..póki ich nie zabrano. Od tamtego czasu się tutaj kryję .. mam nadzieje że nas tutaj nie znajda.
- Od początku wiedziałeś , że nią jestem ...
- To widać ... między innymi po twojej runie nieustraszonych na plecach . Płomienie ... zazwyczaj ludzie myślą ze to tatuaże , ale musisz je kryć , przed nimi... najlepiej żebyś tylko w domu ich nie ukrywała , one stają się coraz większe , aż oblegają całe plecy i szyję- tłumaczy mi , a ja zdejmuję bluzkę nie krępując się przy nim i zauważam to co mi mowił. Lekkie płomienie zaczynające się od obojczyka.
- Też masz takie ? - nawet nie odpowiedział. Zdjął z siebie koszulę . Jego runy były większe , biegły wzdłuż kręgosłupa i opanowały kawałek szyi. Przejeżdżam palcem po czarnych znamionach .
- Chcesz mi pomóc w pracy , dzisiaj niedziela , więc możesz zacząć jutro... ja idę się wykąpać do jeziora . Jeżeli chcesz ot przyjdź.
Skorzystam póki mogę i mimo iż jestem w totalnym szoku , chwytam za gitarę stojącą w rogu i notes z długopisem.
Kieruję się w strone mini-plazy.
Otwieram zeszyt a na kartkach widzę mnóstwo zapisków. Lecz kiedy zaczynam czytać, spostrzegam , że to piosenki. Piękne piosenki. Nie mogę się powstrzymać i mimo iż stoi on prawie że przede mną , śpiewam.
Kiedy to robię on wpatruje się we mnie ze śmiechem , ale kiedy kończę piosenkę i podnoszę głowę , zauważam , że siedzi obok mnie i otwiera notes na jednej z zapisanych stronic. Śledzę oczami tekst ,gdy spoglądam na chłopaka rozumiem , że teraz to on chce mi coś zaśpiewać.
|
|
UWAGA CZYTELNICY ! WSZYSTKIE INFORMACJE BĘDĄ ZACZERPNIĘTE Z KSIĄZEK : NIEZGODNA , DARY ANIOŁA I IGRZYSKA SMIERCI. INFORMUJE O TYM ABY NIE MIEC PRETENSI W FORMIE ZGAPIANIA INFORAMCJI OD INNYCH. MOJE OPOWIADANIE ŁĄCZY W SOBIE TE 3 POWIEŚCI . .. ZAPRASZAM.
Rozdział 4.
Leżę na szpitalnym łóżku , przywalona kołdrą , a pod głową mam dwie źle ułożone poduszki. Otwieram oczy . Mama siedzi trzymając mnie za rękę. Kiedy mocniej ściskam jej słoń odwraca się i na jej twarzy maluje się uśmiech. Dotykam wolną ręką czoła. Jestem rozpalona , a na dodatek mam zdarty cały policzek, podpuchnięte oczy i nieświeży oddech. Niedobrze mi . Podnoszę się , ale wtedy mdłości przechodzą.
- CO się stało ? Czy Oliverowi nic nie jest , mogę się z nim zobaczyć ? - na tą wiadomość mama się nieco zakłopotała a jej wyraz twarzy stał się bardziej powazny niż zazwyczaj.
- Nie.. wrócił do domu ... nie wiem czy się jeszcze zobaczycie- oburzam się.
- Mamo chyba nie wiesz co mówisz !? On uratował mi życie , a teraz zabraniasz mi się z nim zobaczyć. Mam wrażenie , że wcale nie chcesz bym się z nim zaprzyjaźniła , a myślałam że to mój pierwszy przyjaciel- zwijam się w kulkę.
- Nic nie rozumiesz... my..
- Tak , jak zawsze ja nic nie rozumiem , bo jestem ..a właściwie kim jestem? - zrywam się na nogi i wychodze na boso z pokoju na korytarz, rozprostowac nogi. Jednak kiedy wychodzę przez drzwi słyszę szept mamy , która powiedziała sama do siebie :
- Na pewno kimś , kim nie spodziewałabyś się być.
Cisza, spokój , tego mi brakowało , nie ciągłych krzyków i wrzasków. W pobliskim pokoju zauważam grającego na gitarze chłopca . Lekko szarpał struny wydobywając gładki dźwięk. Nie słyszałam tej melodii. Ale słowa ładnie by się z nią skomponowały. Przystaję i zatapiam się w melodii... Mdleję...
___________________________(...)________________________
- Gdzie biegniemy - wołam do trzymającego mnie na rekach chłopaka o znajomej twarzy. Ale on tylko się usmiecha i wynosi mnie ze szpitala . Biegnie coraz szybciej w stronę .. Zoo. Teraz mam pewność że to Oliver. Przymykam oczy i czuję tylko jego ręce , które trzymają mnie i wbijają mi się w ciało. Czuję jego oddech , który jest równy ... mimo biegu. A jego bicie serca wolne .. mimo adrenaliny. Nie rozumiem jak zachowuje spokój w takim momencie.
- Mama pewnie mnie szuka ... proszę zanieś mnie do domu..
- Nie mogę ... przepraszam.
Opatrunek spadł z moje poranionej twarzy. W pobliskiej szybie zauważam swoje odbicie. Jestem ... mam wszędzie blizny .... zakrywam twarz rękę i płaczę lekko . Stoimy. Przed małym domkiem jednopiętrowym , znajdującym się na końcu Zoo. Raczej nikt nie odwiedza tego miejsca. Jest tutaj małe jezioro obok , a droga do domu od wybiegu niedźwiedzia jest bardzo długa i ukryta... Sama jej nie zauważyłam. Oliver stawia mnie przed drzwiami i otwiera je . Kładę się na pobliską kanapę , jestem wykończona. Ozdoby i wystrój domku jest piękny. Mała kuchnia drewniana połaczona z salonem , w kórym się znajduje . Przede mną wisi telewizor , a obok niego wiklinowy fotel , wielki. Przy kuchni znajduje się łazienka, a w rogu jest dgrodzone od innych pomieszczeń pokój. Zasłaniają go gęste frędzelki . Jestem wielce ciekawa . Podchodzę w to miejsce i rekoma rozkładam frędzle. Piękne łóżko i nocna szafka z lampką . Marzyłam o takim zaułku . Siadamy razem z chłopakiem na sofie . Oczekuję wyjaśnień.
Leżę na szpitalnym łóżku , przywalona kołdrą , a pod głową mam dwie źle ułożone poduszki. Otwieram oczy . Mama siedzi trzymając mnie za rękę. Kiedy mocniej ściskam jej słoń odwraca się i na jej twarzy maluje się uśmiech. Dotykam wolną ręką czoła. Jestem rozpalona , a na dodatek mam zdarty cały policzek, podpuchnięte oczy i nieświeży oddech. Niedobrze mi . Podnoszę się , ale wtedy mdłości przechodzą.
- CO się stało ? Czy Oliverowi nic nie jest , mogę się z nim zobaczyć ? - na tą wiadomość mama się nieco zakłopotała a jej wyraz twarzy stał się bardziej powazny niż zazwyczaj.
- Nie.. wrócił do domu ... nie wiem czy się jeszcze zobaczycie- oburzam się.
- Mamo chyba nie wiesz co mówisz !? On uratował mi życie , a teraz zabraniasz mi się z nim zobaczyć. Mam wrażenie , że wcale nie chcesz bym się z nim zaprzyjaźniła , a myślałam że to mój pierwszy przyjaciel- zwijam się w kulkę.
- Nic nie rozumiesz... my..
- Tak , jak zawsze ja nic nie rozumiem , bo jestem ..a właściwie kim jestem? - zrywam się na nogi i wychodze na boso z pokoju na korytarz, rozprostowac nogi. Jednak kiedy wychodzę przez drzwi słyszę szept mamy , która powiedziała sama do siebie :
- Na pewno kimś , kim nie spodziewałabyś się być.
Cisza, spokój , tego mi brakowało , nie ciągłych krzyków i wrzasków. W pobliskim pokoju zauważam grającego na gitarze chłopca . Lekko szarpał struny wydobywając gładki dźwięk. Nie słyszałam tej melodii. Ale słowa ładnie by się z nią skomponowały. Przystaję i zatapiam się w melodii... Mdleję...
___________________________(...)________________________
- Gdzie biegniemy - wołam do trzymającego mnie na rekach chłopaka o znajomej twarzy. Ale on tylko się usmiecha i wynosi mnie ze szpitala . Biegnie coraz szybciej w stronę .. Zoo. Teraz mam pewność że to Oliver. Przymykam oczy i czuję tylko jego ręce , które trzymają mnie i wbijają mi się w ciało. Czuję jego oddech , który jest równy ... mimo biegu. A jego bicie serca wolne .. mimo adrenaliny. Nie rozumiem jak zachowuje spokój w takim momencie.
- Mama pewnie mnie szuka ... proszę zanieś mnie do domu..
- Nie mogę ... przepraszam.
Opatrunek spadł z moje poranionej twarzy. W pobliskiej szybie zauważam swoje odbicie. Jestem ... mam wszędzie blizny .... zakrywam twarz rękę i płaczę lekko . Stoimy. Przed małym domkiem jednopiętrowym , znajdującym się na końcu Zoo. Raczej nikt nie odwiedza tego miejsca. Jest tutaj małe jezioro obok , a droga do domu od wybiegu niedźwiedzia jest bardzo długa i ukryta... Sama jej nie zauważyłam. Oliver stawia mnie przed drzwiami i otwiera je . Kładę się na pobliską kanapę , jestem wykończona. Ozdoby i wystrój domku jest piękny. Mała kuchnia drewniana połaczona z salonem , w kórym się znajduje . Przede mną wisi telewizor , a obok niego wiklinowy fotel , wielki. Przy kuchni znajduje się łazienka, a w rogu jest dgrodzone od innych pomieszczeń pokój. Zasłaniają go gęste frędzelki . Jestem wielce ciekawa . Podchodzę w to miejsce i rekoma rozkładam frędzle. Piękne łóżko i nocna szafka z lampką . Marzyłam o takim zaułku . Siadamy razem z chłopakiem na sofie . Oczekuję wyjaśnień.
Rozdział 3
Budze sie i zrywam na nogi. Zarzucam na siebie szarą bluzę i trampki na nogi. Mam wyrąbane na to co mówi do mnie mama kiedy przekraczam próg drzwi wyjściowych. Mierzę główną drogę drzwiami. Prawo vs lewo. Lewo. Przed sobą mam cudowną aleję otoczoną drzewami. Nie ma tutaj zbytniego ruchu samochodowego , wyłącznie 3 samochody na 10 minut. Kroczę długo w stronę bramy , wielkiej z tabliczką ZOO. Dzis dzien darmowego wstepu wiec nie ma nic co mogloby powstrzymać mnie od wejścia. Rozwidlenie które ponownie zmusza mnie do wyboru kierunku. Prawo .. mój wybór okazuje się trafny. Piękne wybiegi dla zwierząt dzikich , lwy , tygrysy , któe mnie urzekają. Przystaję przy tygrysach i opieram się łokciami o metalowy murek i zamykam oczy. Wiatr porywa moją czapkę ułożoną na głowie . Włosy wypadają z pod niej , wcześniej je schowałam , i otulają moją twarz. Obracam się eksponując je i kamień spada mi z serca.
- Chyba ktoś tutaj nie pilnuje swoich rzeczy ! - mówi chłopak o krótkich czarnych włosach i niebieskich oczach. Wyciąga do mnie rękę i podaje czapkę.
- Dziękuję , jestem dzisiaj .. nierozgarnieta - zawstydzam się , nie zakładam jej z powrotem.
- Podobają ci się ? Ten jest najstarszy - pokazuje na zwierzę leżące na kamieniu - ma na imię Rico.
- Piękny , ale jednak bardziej interesuje mnie twoje imię - przy- gryzam dolną warge bo sama nie moge uwierzyć że to powiedziałam , ale on śmieje się cicho i spuszcza głowę w dół.
- Oliver ... a ty ?
- Roksana , miło mi. Przejdziemy się ?
- Jasne i tka znam to Zoo na pamięć . Pracuję tutaj . Muszę jakoś dorabiać w te wakacje. Jeżeli nie masz nic do roboty , a chcesz zarobić chętnie załatwię ci posadę .
- Jeżeli oprowadzisz mnie po mieście chętnie skorzystam- odpowiadam.
- Nowa ? To wyjasnia wiele...
- Co takiego - dziwię się .
- Może kiedyś ci opowiem.
Idziemy wzdłuż głównej ulicy , przepełnionej ludźmi. Różne sklepy wokół nas. Zapewne za niedługo wszystkie odwiedze. Dalej jednak męczy mnie pytanie ... co wie Brad.
- Wydajesz się bardzo zaniepokojona czymś , zagubiona czy ciekawa ... halo?
- Przepraszam raczej bardziej zdezorientowana.
- Gdzie mieszkasz ? Pamietasz nazwę ulicy ?
- Nie mam pojęcia , nawet nie raczyłam spojrzeć. Nie wiem jak ja wrócę do domu. Masz jakieś pomysły mój drogi ... bo ja raczej nie .
- Uważaj ! - Oliver popchnał mnie do przodu a ja upadłam uderzając głową w beton. Ostatnie co właściwie zobaczyłam to właśnie go . Stał zdyszany przed autem . Zatrzymał je ? Uratował mi życie , choć mnie nie znał. Ale jak , to możliwe ... że on jeszcze żyje ?
Budze sie i zrywam na nogi. Zarzucam na siebie szarą bluzę i trampki na nogi. Mam wyrąbane na to co mówi do mnie mama kiedy przekraczam próg drzwi wyjściowych. Mierzę główną drogę drzwiami. Prawo vs lewo. Lewo. Przed sobą mam cudowną aleję otoczoną drzewami. Nie ma tutaj zbytniego ruchu samochodowego , wyłącznie 3 samochody na 10 minut. Kroczę długo w stronę bramy , wielkiej z tabliczką ZOO. Dzis dzien darmowego wstepu wiec nie ma nic co mogloby powstrzymać mnie od wejścia. Rozwidlenie które ponownie zmusza mnie do wyboru kierunku. Prawo .. mój wybór okazuje się trafny. Piękne wybiegi dla zwierząt dzikich , lwy , tygrysy , któe mnie urzekają. Przystaję przy tygrysach i opieram się łokciami o metalowy murek i zamykam oczy. Wiatr porywa moją czapkę ułożoną na głowie . Włosy wypadają z pod niej , wcześniej je schowałam , i otulają moją twarz. Obracam się eksponując je i kamień spada mi z serca.
- Chyba ktoś tutaj nie pilnuje swoich rzeczy ! - mówi chłopak o krótkich czarnych włosach i niebieskich oczach. Wyciąga do mnie rękę i podaje czapkę.
- Dziękuję , jestem dzisiaj .. nierozgarnieta - zawstydzam się , nie zakładam jej z powrotem.
- Podobają ci się ? Ten jest najstarszy - pokazuje na zwierzę leżące na kamieniu - ma na imię Rico.
- Piękny , ale jednak bardziej interesuje mnie twoje imię - przy- gryzam dolną warge bo sama nie moge uwierzyć że to powiedziałam , ale on śmieje się cicho i spuszcza głowę w dół.
- Oliver ... a ty ?
- Roksana , miło mi. Przejdziemy się ?
- Jasne i tka znam to Zoo na pamięć . Pracuję tutaj . Muszę jakoś dorabiać w te wakacje. Jeżeli nie masz nic do roboty , a chcesz zarobić chętnie załatwię ci posadę .
- Jeżeli oprowadzisz mnie po mieście chętnie skorzystam- odpowiadam.
- Nowa ? To wyjasnia wiele...
- Co takiego - dziwię się .
- Może kiedyś ci opowiem.
Idziemy wzdłuż głównej ulicy , przepełnionej ludźmi. Różne sklepy wokół nas. Zapewne za niedługo wszystkie odwiedze. Dalej jednak męczy mnie pytanie ... co wie Brad.
- Wydajesz się bardzo zaniepokojona czymś , zagubiona czy ciekawa ... halo?
- Przepraszam raczej bardziej zdezorientowana.
- Gdzie mieszkasz ? Pamietasz nazwę ulicy ?
- Nie mam pojęcia , nawet nie raczyłam spojrzeć. Nie wiem jak ja wrócę do domu. Masz jakieś pomysły mój drogi ... bo ja raczej nie .
- Uważaj ! - Oliver popchnał mnie do przodu a ja upadłam uderzając głową w beton. Ostatnie co właściwie zobaczyłam to właśnie go . Stał zdyszany przed autem . Zatrzymał je ? Uratował mi życie , choć mnie nie znał. Ale jak , to możliwe ... że on jeszcze żyje ?
OLIVER XD <3
Rozdział 2 :)
Droga wyboista , ciągle ale to ciągle podskakuję w górę i uderzam o sufit samochodu. Mam dość ! Zakładam słuchawki na uszy i wtapiam się w nurt mojej ulubionej muzyki , której mam nadzieje nikt mi nie odbierze. Poświęciłam tak wiele na przyjaźń z moimi kolegami a teraz to przepadło , bo musimy się wyprowadzać , ale co tak skłoniło moich rodziców do przeprowadzki , chyba mi tego nie wyjaśnią ale no cóż. Tak jak cytuje : Jestem za mała by się w trącać w ich zycie ! . Mam 15 lat, powinnam wiedziec wszystko o mojej rodzinie , sekretach family, ale jednak nikt nie pozwala spełnić mi tego warunku. Zamiast tego siedzę w domu i komponuję bo nic innego nie przychodzi mi do głowy , do zajęcia . Przypominam sobie że w kieszeni spodni mam kopertę od Brada. Zastanawiam się nad otworzeniem , bo jezeli otworzę będę jeszcze bardziej żałować że go opuściłam . Zalezy oczywiście to od tego jaka jest jej treść. Lekko ją otwieram i wyciągam kartkę z tekstem. Piękne czytelne pismo , kaligrafowane litery ,po tym mogę widzieć , że to pisał na pewno on.
______________Droga Roki ___________
Wiedziałem , że wyjeżdżasz . Od rodziców , rozmawiali o tym . Kiedy usłyszałem tą wiadomość załamałem się , nie wiem dlaczego. Ta wiadomość przyprawia mnie o drezcze cały czas. Straciłem najlepszą przyjaciółkę , która nie wiedziała nic o swojej rodzinie , a ja wiedziałem wszystko tylko bałem się to wyznać. Teraz pewnie mnie znienawidzisz , ale nie mysl że napiszę ci o co mi chodzi , bo przyjdzie czas i moment kiedy mama ci wszystko powie , inaczej nigdy nie wyjdziesz z domu.
Kocham się Roksi ! Ale wiem , że nie mam szans , nie miałem ich i nigdy nie będę miał .
//Brad ♥
Kochał mnie , a ja głupia myślałam że nic do mnie nie czuje . Jednak to nie jset teraz najważniejsze, bo on wiem o tajemnicach , o których ja powinnam wiedzieć.
Auto zatrzymuje się i wysiadamy . Pomagam tacie wyjąć walizki. Biorę te swoje i kieruję się za rodzicami do mieszkania. Duży żółty dom z wielkimi oknami i starodawnymi drzwiami. Pokoje są równierz w starym stylu ... ale mój pokój zakłóca wszystko. Jest tutaj dużo mebli , puste ściany , gdzieniegdzie ozdabiane moimi zdjęciami. O wszystkim pomyśleli.
Ogarnięcie i uporządkowanie rzeczy z pudeł na swoich miejscach zajęło mi więcej czasu niż przypuszczałam. Zmęczenie , to jedyne to teraz odczuwam ...
Droga wyboista , ciągle ale to ciągle podskakuję w górę i uderzam o sufit samochodu. Mam dość ! Zakładam słuchawki na uszy i wtapiam się w nurt mojej ulubionej muzyki , której mam nadzieje nikt mi nie odbierze. Poświęciłam tak wiele na przyjaźń z moimi kolegami a teraz to przepadło , bo musimy się wyprowadzać , ale co tak skłoniło moich rodziców do przeprowadzki , chyba mi tego nie wyjaśnią ale no cóż. Tak jak cytuje : Jestem za mała by się w trącać w ich zycie ! . Mam 15 lat, powinnam wiedziec wszystko o mojej rodzinie , sekretach family, ale jednak nikt nie pozwala spełnić mi tego warunku. Zamiast tego siedzę w domu i komponuję bo nic innego nie przychodzi mi do głowy , do zajęcia . Przypominam sobie że w kieszeni spodni mam kopertę od Brada. Zastanawiam się nad otworzeniem , bo jezeli otworzę będę jeszcze bardziej żałować że go opuściłam . Zalezy oczywiście to od tego jaka jest jej treść. Lekko ją otwieram i wyciągam kartkę z tekstem. Piękne czytelne pismo , kaligrafowane litery ,po tym mogę widzieć , że to pisał na pewno on.
______________Droga Roki ___________
Wiedziałem , że wyjeżdżasz . Od rodziców , rozmawiali o tym . Kiedy usłyszałem tą wiadomość załamałem się , nie wiem dlaczego. Ta wiadomość przyprawia mnie o drezcze cały czas. Straciłem najlepszą przyjaciółkę , która nie wiedziała nic o swojej rodzinie , a ja wiedziałem wszystko tylko bałem się to wyznać. Teraz pewnie mnie znienawidzisz , ale nie mysl że napiszę ci o co mi chodzi , bo przyjdzie czas i moment kiedy mama ci wszystko powie , inaczej nigdy nie wyjdziesz z domu.
Kocham się Roksi ! Ale wiem , że nie mam szans , nie miałem ich i nigdy nie będę miał .
//Brad ♥
Kochał mnie , a ja głupia myślałam że nic do mnie nie czuje . Jednak to nie jset teraz najważniejsze, bo on wiem o tajemnicach , o których ja powinnam wiedzieć.
Auto zatrzymuje się i wysiadamy . Pomagam tacie wyjąć walizki. Biorę te swoje i kieruję się za rodzicami do mieszkania. Duży żółty dom z wielkimi oknami i starodawnymi drzwiami. Pokoje są równierz w starym stylu ... ale mój pokój zakłóca wszystko. Jest tutaj dużo mebli , puste ściany , gdzieniegdzie ozdabiane moimi zdjęciami. O wszystkim pomyśleli.
Ogarnięcie i uporządkowanie rzeczy z pudeł na swoich miejscach zajęło mi więcej czasu niż przypuszczałam. Zmęczenie , to jedyne to teraz odczuwam ...
__________________________Rozdział 1 ____________________________
- Co się stało ? - spytał Brad ze smutkiem kiedy na mnie spojrzał . Miałam załzawione i podpuchnięte oczy. Wyglądam jakbym nie spała cała noc , tylko płakała.
- Nic , nie chcę cię tym zamartwiać - odparłam ale w sercu czuję , że chcę mu wszystko wyjawić. Uparł się. Nie miałam wyboru , bo i tak wiecznie nie będę tutaj siedzieć, a czuję potrzebę , że ktoś musi wiedzieć.
- Okay ! Jeśli tak ci zależy ... przeprowadzam się ..ale nie na inną ulice ... obok gdzies. Jade zupełnie do innego miasta, którego nie znam. Żadnej bliskiej osoby , prócz rodziców.
- Nie wiedziałem...
- Skąd byś miał , jako pierwszy o tym wiesz i proszę żebyś o tym nikomu nie wspominał , nie chcę pożegnań , nie chcę wiedziec ile straciłam przez wyjazd
- A więc gdzie jedziesz.?
- Wolftown. Brzmi koszmarnie ale to jedno z największych miast w okolicy. Oddalone jest o 200km , nie tak daleko ale nie mam potrzeby wracania tutaj , do rodzinnego miasta.
- A co z Justinem ? - wiedział że jest moim chłopakiem , od nie dawna ale jest .
- Przekaż mu to - wkładam Bradowi list do ręki - będę wdzięczna- wstaję i otrzepuję się z popiołu i kamyczków. Własnie odchodze z mojego ulubionego miejsca. Znajduję się na dachu budynku z którego rozlega się piękny widok. To tutaj przemyslam sprawy i tworzę muzykę. Tutaj jest moje miejsce wspomnień . Kładę rękę na ziemi i przesuwam nią w lewo i prawo jako znak że tutaj nigdy nie powrócę. Staję na przeciwko Brada i wpatruję się w wytatuowany na szyi klucz wiolinowy , bardzo mały ale zauważalny . Przesuwam po nim palcem i zamykam oczy. Wtulam się w pierś chłopaka a łza spływa mi po policzku lądując na jego koszuli. Odsuwam się od niego nagle , bo sama mówiłam że nie chcę pożegnań i odchodzę.
- Stój ! - woła mnie a ja zamieram na chwilkę - przeczytaj kiedy masz czas - podał mi kopertę i zniknął .... nawet nie zauważyłam kiedy.
Kieruję się w stronę drzwi i schodzę po schodach . Nie zauważyłam jednego schodka więc potknęłam się . Ale nie uderzyłam ciałem beton. Wylądowałam w czyiś objęciach. To mama . Widziała że tutaj przychodzę . Czasami rozmawiamy razem o moiich problemach teraz jednak przyszła oświadczyć , że jedziemy ... już czas.
- Roksano , już czas.
- Co się stało ? - spytał Brad ze smutkiem kiedy na mnie spojrzał . Miałam załzawione i podpuchnięte oczy. Wyglądam jakbym nie spała cała noc , tylko płakała.
- Nic , nie chcę cię tym zamartwiać - odparłam ale w sercu czuję , że chcę mu wszystko wyjawić. Uparł się. Nie miałam wyboru , bo i tak wiecznie nie będę tutaj siedzieć, a czuję potrzebę , że ktoś musi wiedzieć.
- Okay ! Jeśli tak ci zależy ... przeprowadzam się ..ale nie na inną ulice ... obok gdzies. Jade zupełnie do innego miasta, którego nie znam. Żadnej bliskiej osoby , prócz rodziców.
- Nie wiedziałem...
- Skąd byś miał , jako pierwszy o tym wiesz i proszę żebyś o tym nikomu nie wspominał , nie chcę pożegnań , nie chcę wiedziec ile straciłam przez wyjazd
- A więc gdzie jedziesz.?
- Wolftown. Brzmi koszmarnie ale to jedno z największych miast w okolicy. Oddalone jest o 200km , nie tak daleko ale nie mam potrzeby wracania tutaj , do rodzinnego miasta.
- A co z Justinem ? - wiedział że jest moim chłopakiem , od nie dawna ale jest .
- Przekaż mu to - wkładam Bradowi list do ręki - będę wdzięczna- wstaję i otrzepuję się z popiołu i kamyczków. Własnie odchodze z mojego ulubionego miejsca. Znajduję się na dachu budynku z którego rozlega się piękny widok. To tutaj przemyslam sprawy i tworzę muzykę. Tutaj jest moje miejsce wspomnień . Kładę rękę na ziemi i przesuwam nią w lewo i prawo jako znak że tutaj nigdy nie powrócę. Staję na przeciwko Brada i wpatruję się w wytatuowany na szyi klucz wiolinowy , bardzo mały ale zauważalny . Przesuwam po nim palcem i zamykam oczy. Wtulam się w pierś chłopaka a łza spływa mi po policzku lądując na jego koszuli. Odsuwam się od niego nagle , bo sama mówiłam że nie chcę pożegnań i odchodzę.
- Stój ! - woła mnie a ja zamieram na chwilkę - przeczytaj kiedy masz czas - podał mi kopertę i zniknął .... nawet nie zauważyłam kiedy.
Kieruję się w stronę drzwi i schodzę po schodach . Nie zauważyłam jednego schodka więc potknęłam się . Ale nie uderzyłam ciałem beton. Wylądowałam w czyiś objęciach. To mama . Widziała że tutaj przychodzę . Czasami rozmawiamy razem o moiich problemach teraz jednak przyszła oświadczyć , że jedziemy ... już czas.
- Roksano , już czas.
JUSTIN ROKSANA BRAD
Przepraszam że piszę teraz inne opowiadanie , ale nie mam jak wkleić następne rozdziały . Jednak niebawem to zrobię ♥
ROZDIZAŁ 2
Nogi uginają mi się kolanach i kręci mi się w głowie. Czy zniszczyli pozostałe miasto a szkołę zostawili na koniec ze względu, że jesteśmy jeszcze jakby dziećmi. Dlaczego od razu nie wysadzą całej szkoły, po co im banda zwykłych szesnastolatków ? Nie zamierzam zbytnio panikować, bo wiem że to i tak mi nic nie da. Udaję się za resztą mojej klasy, poszukując wzrokiem Tristana. Idzie razem z Keaty, za rękę. Odwracam wzrok kiedy się na mnie patrzy, On także nie panikuje w przeciwieństwie do jego nowej dziewczyny. Spuszczam oczy na dół i zauważam, że mam brudne, podeptane przez innych buty. Idziemy wszyscy do klasy numer 13. Jest to klasa w której przetrzymuje się komputery, testy, konkursy i wszelkie oszczędności szkoły, dlatego drzwi do niej są chronione dwoma kratami. Wiemy, że to i tak za bardzo nic nie da, ale lepsze to niż nic. Siadam na parapecie w oknie i patrzę na żołnierzy z karabinami obserwujących cały teren. podsłuchałam rozmowę nauczycielek jak to czworo uczniów chciało się wydostać oknem i niestety. Zastrzelił ich snajper. Nie chcę tak zginąć, dlatego wszelkie pomysły odstawiam na później. W tłumie zauważam Madi, więc macham i wołam ją głośno, aby przyszła do mnie. Siada obok przerażona, trzęsie się i płacze. Obejmuje ją ramieniem i pocieszam jak tylko mogę.
- Wymyślimy coś, obiecuję- szepczę cicho.
- Słuchajcie, musimy coś wymyślić, nie pozostawimy tego od tak. Nie poddamy się, tutaj macie mapy szkoły. Pomyślcie jakby można byłoby się stąd wydostać- oznajmia nam wychowawca podając plany szkoły. Zgarniam do mojej grupy Madi, Stephanie i Louisa.
- To bez sensu, żołnierze nie mogli zająć wszystkich wyjść ze szkoły. Jest ich aż osiem ,a większość nich stoi przecież przed głównym wejściem- mówię jako pierwsza.
- Wcale nie masz racji, do zablokowania drzwi wystarczy dwóch żołnierzy z karabinami na jedne- sprzeciwia się Stephanie.
- Masz rację, wystrzelają nas prędzej czy później- mówi Louis.
- Musimy się jakoś wydostać sami w czwórkę. Każdy wie, że reszta klasy zepsuje cały plan!- krzyczę.
- Chwila przecież to oczywiste- uderzam się ręką w głowę- przy naszej szkole znajduje się basen ! Tam też jest wyjście, prawie niewidoczne i pewnie je przeoczyli. Tylko trzeba będzie zdobyć klucze do drzwi łączących z basenem- pokazuję miejsce gdzie znajdują się klucze do pomieszczenia.
- Wystarczy, że włamiemy się do kantorka na dole, ale co jeśli nie zapomnieli o tamtym wyjściu- denerwuje się Steph.
- Będziemy ryzykować lecz musimy pójść wszyscy, niezauważeni.
Cały czas myślę o naszym wspólnym planie. Nie wiem czy podołam wyznaniowi przemycenia kluczy. Ominięcie wszystkich pułapek i strażników oraz kamer będzie bardzo trudne.
- Czas rozpocząć misję – mówi Lou po czym kładziemy ręce jedna na drugiej i wyrzucamy je w górę krzycząc : Akcja !
Potajemnie przechodzę przy ścianie do naszego wychowawcy i pytam udając bardzo dobrze ból:
- Proszę pana, niedobrze mi czy mogłabym pójść do łazienki, chyba że chce pan tu mieć mały smród i bałagan.
- Idź tylko proszę, uważaj kochana.
Wychodzę z klasy rozsuwając metalową kratę i przestają udawać ból. Idę prosto długim korytarzem omijając kamery przechodząc blisko, centralnie pod ścianą. Stoję przed drzwiami do kantorka i myślę jak je otworzyć. Wyjmuję wsuwkę z włosów i majstruje nią w zamku. Po paru sekundach udaje mi się wejść do pokoju. Klucze wisiały na specjalnej tablicy. Chwyciłam te z podpisem – basenowe i szybko wróciłam do klasy. Moja grupa byłe ze mnie bardzo dumne. Mieliśmy już klucze, teraz musimy jakoś wymyślić plan, który wypali.
- Mamy klucze nie możemy się teraz poddać.
- Ale nie wiadomo czy się nam uda wymknąć.
- Najlepiej działajmy w nocy. Wszyscy zasną, a my tajnie wyjdziemy. Drzwi nie są specjalnie chronione. Pan Wolf ma klucz w kieszeni kurtki wiszącej tam – wskazałam wieszak przy drzwiach.
- A więc ustalone, zadziałamy nocą.
Siedzimy razem z Madi i Stephanie na materacu przy oknie. Czekamy aż wszyscy zasną, nie zapowiada się dobrze bo niektórzy oglądają filmy – horrory i pewnie nie zasną. Znając jednak naszego nauczyciela będzie on kazał wyłączyć komputery przed północą. Cały czas gdy dziewczyny rozmawiają o związku Madi i Louisa, ja wpatruję się w Tristana i Keaty oglądających „ Chucky”.
- Sophie ! Sophie ! – woła mnie Madi.
- Przepraszam zamyśliłam się.
- O kim ? O Tristanie. Błagam nie rób maślanych oczu do niego, bo po pierwsze- ma dziewczynę, a po drugie …
- A po drugie co ? - Dziewczyny wymieniły spojrzenia i widać, że się zastanawiały- dziewczyny odpowiedzcie mi !
- Louis z nim rozmawiał i on powiedział mu, że … że nigdy nie macie szans być razem, bo on jest zauroczony Keaty i nie jesteś w jego typie.
- Dlaczego mówicie mi to dopiero teraz? Zapomniałabym…
- Nie, nie zapomniałabyś tylko jeszcze bardziej…. co ty robisz – mówi Steph kiedy ja wstaję i idę w jego stronę.
- Nie mogę bezczynnie stać!
Z bólem serca poszłam w ich stronę, ale tuż przed nimi zamarłam. Największym ciosem był moment, w którym się pocałowali – przy mnie , jakbym nie istniała.
- Jest jakiś problem, coś się stało ? – powiedział.
- Nie, chciałam zapytać czy nie moglibyście mi pożyczyć filmu.
- Sorry ale aktualnie oglądamy, więcej nie mamy- wtrąca Keaty.
- Rozumiem, przepraszam za kłopot.
Odeszłam wolno, a on odprowadził mnie wzrokiem do końca.
Po niespełna godzinie wszyscy już spali, niektórzy chrapali. Bardzo mnie to śmieszyło. Patrzyłam jak Moja Grupa szykuje się do ucieczki. Gdyby to naprawdę się udało byłabym zupełnie szczęśliwa. Nie wiem gdzie byśmy się wtedy udali, ale razem znaleźlibyśmy rozwiązanie każdych sytuacji. Szkoda mi tych którzy zostaną i będą znosili tortury lub zginą w najokrutniejszy sposób. Jest to dla mnie cios poniżej pasa. Pakuję do plecaka niezbędne rzeczy, np. jedzenie, picie i dla obrony każdy bierze po dwa noże, żeby można było się obronić przed jakimkolwiek atakiem. Boli mnie głowa i jestem przemęczona bo długo nie spałam. Wystarczy, że pomyśle o tym co może mnie spotkać i od razu pobudzam się do ucieczki i walki z moimi największymi słabościami.
Nogi uginają mi się kolanach i kręci mi się w głowie. Czy zniszczyli pozostałe miasto a szkołę zostawili na koniec ze względu, że jesteśmy jeszcze jakby dziećmi. Dlaczego od razu nie wysadzą całej szkoły, po co im banda zwykłych szesnastolatków ? Nie zamierzam zbytnio panikować, bo wiem że to i tak mi nic nie da. Udaję się za resztą mojej klasy, poszukując wzrokiem Tristana. Idzie razem z Keaty, za rękę. Odwracam wzrok kiedy się na mnie patrzy, On także nie panikuje w przeciwieństwie do jego nowej dziewczyny. Spuszczam oczy na dół i zauważam, że mam brudne, podeptane przez innych buty. Idziemy wszyscy do klasy numer 13. Jest to klasa w której przetrzymuje się komputery, testy, konkursy i wszelkie oszczędności szkoły, dlatego drzwi do niej są chronione dwoma kratami. Wiemy, że to i tak za bardzo nic nie da, ale lepsze to niż nic. Siadam na parapecie w oknie i patrzę na żołnierzy z karabinami obserwujących cały teren. podsłuchałam rozmowę nauczycielek jak to czworo uczniów chciało się wydostać oknem i niestety. Zastrzelił ich snajper. Nie chcę tak zginąć, dlatego wszelkie pomysły odstawiam na później. W tłumie zauważam Madi, więc macham i wołam ją głośno, aby przyszła do mnie. Siada obok przerażona, trzęsie się i płacze. Obejmuje ją ramieniem i pocieszam jak tylko mogę.
- Wymyślimy coś, obiecuję- szepczę cicho.
- Słuchajcie, musimy coś wymyślić, nie pozostawimy tego od tak. Nie poddamy się, tutaj macie mapy szkoły. Pomyślcie jakby można byłoby się stąd wydostać- oznajmia nam wychowawca podając plany szkoły. Zgarniam do mojej grupy Madi, Stephanie i Louisa.
- To bez sensu, żołnierze nie mogli zająć wszystkich wyjść ze szkoły. Jest ich aż osiem ,a większość nich stoi przecież przed głównym wejściem- mówię jako pierwsza.
- Wcale nie masz racji, do zablokowania drzwi wystarczy dwóch żołnierzy z karabinami na jedne- sprzeciwia się Stephanie.
- Masz rację, wystrzelają nas prędzej czy później- mówi Louis.
- Musimy się jakoś wydostać sami w czwórkę. Każdy wie, że reszta klasy zepsuje cały plan!- krzyczę.
- Chwila przecież to oczywiste- uderzam się ręką w głowę- przy naszej szkole znajduje się basen ! Tam też jest wyjście, prawie niewidoczne i pewnie je przeoczyli. Tylko trzeba będzie zdobyć klucze do drzwi łączących z basenem- pokazuję miejsce gdzie znajdują się klucze do pomieszczenia.
- Wystarczy, że włamiemy się do kantorka na dole, ale co jeśli nie zapomnieli o tamtym wyjściu- denerwuje się Steph.
- Będziemy ryzykować lecz musimy pójść wszyscy, niezauważeni.
Cały czas myślę o naszym wspólnym planie. Nie wiem czy podołam wyznaniowi przemycenia kluczy. Ominięcie wszystkich pułapek i strażników oraz kamer będzie bardzo trudne.
- Czas rozpocząć misję – mówi Lou po czym kładziemy ręce jedna na drugiej i wyrzucamy je w górę krzycząc : Akcja !
Potajemnie przechodzę przy ścianie do naszego wychowawcy i pytam udając bardzo dobrze ból:
- Proszę pana, niedobrze mi czy mogłabym pójść do łazienki, chyba że chce pan tu mieć mały smród i bałagan.
- Idź tylko proszę, uważaj kochana.
Wychodzę z klasy rozsuwając metalową kratę i przestają udawać ból. Idę prosto długim korytarzem omijając kamery przechodząc blisko, centralnie pod ścianą. Stoję przed drzwiami do kantorka i myślę jak je otworzyć. Wyjmuję wsuwkę z włosów i majstruje nią w zamku. Po paru sekundach udaje mi się wejść do pokoju. Klucze wisiały na specjalnej tablicy. Chwyciłam te z podpisem – basenowe i szybko wróciłam do klasy. Moja grupa byłe ze mnie bardzo dumne. Mieliśmy już klucze, teraz musimy jakoś wymyślić plan, który wypali.
- Mamy klucze nie możemy się teraz poddać.
- Ale nie wiadomo czy się nam uda wymknąć.
- Najlepiej działajmy w nocy. Wszyscy zasną, a my tajnie wyjdziemy. Drzwi nie są specjalnie chronione. Pan Wolf ma klucz w kieszeni kurtki wiszącej tam – wskazałam wieszak przy drzwiach.
- A więc ustalone, zadziałamy nocą.
Siedzimy razem z Madi i Stephanie na materacu przy oknie. Czekamy aż wszyscy zasną, nie zapowiada się dobrze bo niektórzy oglądają filmy – horrory i pewnie nie zasną. Znając jednak naszego nauczyciela będzie on kazał wyłączyć komputery przed północą. Cały czas gdy dziewczyny rozmawiają o związku Madi i Louisa, ja wpatruję się w Tristana i Keaty oglądających „ Chucky”.
- Sophie ! Sophie ! – woła mnie Madi.
- Przepraszam zamyśliłam się.
- O kim ? O Tristanie. Błagam nie rób maślanych oczu do niego, bo po pierwsze- ma dziewczynę, a po drugie …
- A po drugie co ? - Dziewczyny wymieniły spojrzenia i widać, że się zastanawiały- dziewczyny odpowiedzcie mi !
- Louis z nim rozmawiał i on powiedział mu, że … że nigdy nie macie szans być razem, bo on jest zauroczony Keaty i nie jesteś w jego typie.
- Dlaczego mówicie mi to dopiero teraz? Zapomniałabym…
- Nie, nie zapomniałabyś tylko jeszcze bardziej…. co ty robisz – mówi Steph kiedy ja wstaję i idę w jego stronę.
- Nie mogę bezczynnie stać!
Z bólem serca poszłam w ich stronę, ale tuż przed nimi zamarłam. Największym ciosem był moment, w którym się pocałowali – przy mnie , jakbym nie istniała.
- Jest jakiś problem, coś się stało ? – powiedział.
- Nie, chciałam zapytać czy nie moglibyście mi pożyczyć filmu.
- Sorry ale aktualnie oglądamy, więcej nie mamy- wtrąca Keaty.
- Rozumiem, przepraszam za kłopot.
Odeszłam wolno, a on odprowadził mnie wzrokiem do końca.
Po niespełna godzinie wszyscy już spali, niektórzy chrapali. Bardzo mnie to śmieszyło. Patrzyłam jak Moja Grupa szykuje się do ucieczki. Gdyby to naprawdę się udało byłabym zupełnie szczęśliwa. Nie wiem gdzie byśmy się wtedy udali, ale razem znaleźlibyśmy rozwiązanie każdych sytuacji. Szkoda mi tych którzy zostaną i będą znosili tortury lub zginą w najokrutniejszy sposób. Jest to dla mnie cios poniżej pasa. Pakuję do plecaka niezbędne rzeczy, np. jedzenie, picie i dla obrony każdy bierze po dwa noże, żeby można było się obronić przed jakimkolwiek atakiem. Boli mnie głowa i jestem przemęczona bo długo nie spałam. Wystarczy, że pomyśle o tym co może mnie spotkać i od razu pobudzam się do ucieczki i walki z moimi największymi słabościami.
ROZDZIAŁ 1
SOPHIE
Sophie!- wołanie mamy wybudza mnie z długiego, przyjemnego snu, który miał się nigdy nie skończyć. Chyba nigdy nie dowiem się kto będzie moim królewiczem na białym koniu. Zakładam potargane przez Bucka kapcie i kieruję się do łazienki. Widok w lustrze nie jest dla mnie za przyjemny- poczochrane brązowe włosy, zaspane oczy i ślina ściekająca na brodę. Chwytam za szczotkę i rozczesuję masę kołtunów i supłów. Potem ochlapuję się energicznie lodowatą wodą i wycieram twarz ręcznikiem. Trochę kremu i korektora nikomu nie zaszkodzi, dlatego nakładam na siebie lekki makijaż. Trzeba będzie wybrać się na zakupy po nowe kosmetyki. Wrzucam na siebie czarne legginsy, obcisłą skórzaną bluzkę i czerwone trampki. Mama ponownie przewraca oczami na mój widok, ale się nie odzywa. Nie toleruje. Spoglądam na pusty talerz położony na stole i kubek z gorącą herbatą. Czyżbym dzisiaj miała nie dostać jedzenia? Zastanawiam się, ale po chwil spostrzegam, że raczej muszę sama je przygotować. Chleb, masło, szynka, sałata, ser – to metoda którą posługiwałam się przy robieniu kanapek do szkoły.
- Nie powinnaś może przejść nieco na dietę ?- słyszę pytanie. Może trochę ostatnio przybrałam na wadze i przydałaby się rzeczywiście, ale i tak odpowiadam z pokorą :
- Nie, nie wydaje mi się.
Łapię za uchwyt w plecaku, podrzucam go do góry i zakładam na prawe ramię. Krzyczę:
- Wrócę później, idę do Madi ! – i wychodzę zatrzaskując głośno za sobą drzwi. W połowie drogi złapał mnie deszcz, a przez ulicę jak na złość ciągle przejeżdżały ciężarówki, ochlapując mnie przy tym. Woda ze mnie cieknie, jestem brudna i śmierdzę, deszczem ? Ledwo przekroczyłam próg liceum i od razu pobiegłam do ubikacji. Zamknęłam za sobą drzwi i doprowadziłam do porządku. Po transformacji z powrotem wychodzę na korytarz i kieruję się pod klasę 23. Widzę już czekających pod nią na mnie Madi, Louisa i Stephanie.
- Przepraszam, że tak długo, ale kierowcy ciężarówek nie zwracali na mnie uwagi i na kałuże blisko chodnika.
- Tak, teraz ciągle jeżdżą po Ariantown. Nawet pod naszą szkołą stoją dwa duże, czarne auta i nikt nie wie kto jest ich właścicielem i po co tutaj przyjechali. Nasze miasto było zazwyczaj spokojne, ale od poniedziałku wszędzie widzę te samochody! – zauważa Madi.
- Rzeczywiście nie zwróciłam wcześniej na to uwagi.
- Patrz! Tristan idzie, pogadaj z nim w końcu. Przecież to przystojniak.
- Zrozum, że ja i on nigdy nie będziemy razem. Poza tym wydaje mi się, że zbliżył się do Keaty. Więc proszę daj wreszcie spokój.
Tristan. Chłopak o piwnych oczach, kruczoczarnych, krótkich włosach i pięknym spojrzeniu. Podoba mi się od podstawówki, ale każdy normalny wie, że nie mam u niego szans. Kiedy przechodzi zauważam, że patrzy się w naszą stronę. Próbuję udawać, że go nie widzę i coraz lepiej zaczyna mi to wychodzić. Dzwonek na lekcje przerwał wszelkie niezręczne sytuacje.
Na fizyce nie dzieje się ponownie nic ciekawego dlatego miałam wrażenie, że zasypiam. Przebudził mnie jednak wielki huk i jakby trzęsienie ziemi. Po paru sekundach następny i następny. Panika w klasach i na korytarzu. Wyglądam przez okno i widzę. Wysiadających z tajemniczych pojazdów Żołnierzy Północy. Są to ludzie przysyłani przez sąsiadów z północy chcących zawładnąć naszym terytorium. Okrążyli całą szkołę, wszystkie wyjścia. Nie ma ucieczki. Zostaliśmy uwięzieni.
SOPHIE
Sophie!- wołanie mamy wybudza mnie z długiego, przyjemnego snu, który miał się nigdy nie skończyć. Chyba nigdy nie dowiem się kto będzie moim królewiczem na białym koniu. Zakładam potargane przez Bucka kapcie i kieruję się do łazienki. Widok w lustrze nie jest dla mnie za przyjemny- poczochrane brązowe włosy, zaspane oczy i ślina ściekająca na brodę. Chwytam za szczotkę i rozczesuję masę kołtunów i supłów. Potem ochlapuję się energicznie lodowatą wodą i wycieram twarz ręcznikiem. Trochę kremu i korektora nikomu nie zaszkodzi, dlatego nakładam na siebie lekki makijaż. Trzeba będzie wybrać się na zakupy po nowe kosmetyki. Wrzucam na siebie czarne legginsy, obcisłą skórzaną bluzkę i czerwone trampki. Mama ponownie przewraca oczami na mój widok, ale się nie odzywa. Nie toleruje. Spoglądam na pusty talerz położony na stole i kubek z gorącą herbatą. Czyżbym dzisiaj miała nie dostać jedzenia? Zastanawiam się, ale po chwil spostrzegam, że raczej muszę sama je przygotować. Chleb, masło, szynka, sałata, ser – to metoda którą posługiwałam się przy robieniu kanapek do szkoły.
- Nie powinnaś może przejść nieco na dietę ?- słyszę pytanie. Może trochę ostatnio przybrałam na wadze i przydałaby się rzeczywiście, ale i tak odpowiadam z pokorą :
- Nie, nie wydaje mi się.
Łapię za uchwyt w plecaku, podrzucam go do góry i zakładam na prawe ramię. Krzyczę:
- Wrócę później, idę do Madi ! – i wychodzę zatrzaskując głośno za sobą drzwi. W połowie drogi złapał mnie deszcz, a przez ulicę jak na złość ciągle przejeżdżały ciężarówki, ochlapując mnie przy tym. Woda ze mnie cieknie, jestem brudna i śmierdzę, deszczem ? Ledwo przekroczyłam próg liceum i od razu pobiegłam do ubikacji. Zamknęłam za sobą drzwi i doprowadziłam do porządku. Po transformacji z powrotem wychodzę na korytarz i kieruję się pod klasę 23. Widzę już czekających pod nią na mnie Madi, Louisa i Stephanie.
- Przepraszam, że tak długo, ale kierowcy ciężarówek nie zwracali na mnie uwagi i na kałuże blisko chodnika.
- Tak, teraz ciągle jeżdżą po Ariantown. Nawet pod naszą szkołą stoją dwa duże, czarne auta i nikt nie wie kto jest ich właścicielem i po co tutaj przyjechali. Nasze miasto było zazwyczaj spokojne, ale od poniedziałku wszędzie widzę te samochody! – zauważa Madi.
- Rzeczywiście nie zwróciłam wcześniej na to uwagi.
- Patrz! Tristan idzie, pogadaj z nim w końcu. Przecież to przystojniak.
- Zrozum, że ja i on nigdy nie będziemy razem. Poza tym wydaje mi się, że zbliżył się do Keaty. Więc proszę daj wreszcie spokój.
Tristan. Chłopak o piwnych oczach, kruczoczarnych, krótkich włosach i pięknym spojrzeniu. Podoba mi się od podstawówki, ale każdy normalny wie, że nie mam u niego szans. Kiedy przechodzi zauważam, że patrzy się w naszą stronę. Próbuję udawać, że go nie widzę i coraz lepiej zaczyna mi to wychodzić. Dzwonek na lekcje przerwał wszelkie niezręczne sytuacje.
Na fizyce nie dzieje się ponownie nic ciekawego dlatego miałam wrażenie, że zasypiam. Przebudził mnie jednak wielki huk i jakby trzęsienie ziemi. Po paru sekundach następny i następny. Panika w klasach i na korytarzu. Wyglądam przez okno i widzę. Wysiadających z tajemniczych pojazdów Żołnierzy Północy. Są to ludzie przysyłani przez sąsiadów z północy chcących zawładnąć naszym terytorium. Okrążyli całą szkołę, wszystkie wyjścia. Nie ma ucieczki. Zostaliśmy uwięzieni.